Jako człowieka wierzącego cieszy mnie kolejny jubileusz w Kościele (i związane z nim poruszenie: publikacje, pielgrzymki, odpusty etc.). Chciałbym jednak wiedzieć, jaki jest program tego Roku tutaj, w Polsce. Oczywiście, poza specjalistycznymi konferencjami i celebracjami liturgicznymi, o które najłatwiej. Czy będzie on zatem oznaczał ożywienie refleksji teologicznej (wszak mówi się o Pawle, że był pierwszym teologiem chrześcijańskim)? Czy stanie się szansą na załagodzenie sporów dzielących polski Kościół (Paweł wprowadzał jedność w Kościele podzielonym na tych, którzy wywodzili się z judaizmu, i na ochrzczonych pogan)? A może wpłynie na nasze – tj. polskich katolików – zainteresowanie Pismem Świętym oraz zrozumienie i promocję jego miejsca w Kościele (Paweł to przecież autor dużej części Nowego Testamentu)? Albo – oprócz teoretycznej znajomości życiorysu św. Pawła i jego doktryny (z okazji Roku ukazało się bowiem wiele książek na ten temat) – przyczyni się do upowszechnienia postaw świadczących o uniwersalizmie chrześcijaństwa?
Tego nie wiem. Ale wiążę z tym Rokiem pewne nadzieje; jest wśród nich nadzieja na żywą pamięć o dwóch papieżach, których patronem był święty Paweł. Myślę tu o bezpośrednich poprzednikach Karola Wojtyły: o Pawle VI i Janie Pawle I – w tych dniach (w sierpniu i we wrześniu) obchodzimy 30. rocznicę ich śmierci.
Paweł VI był papieżem wybitnym. Przylgnęła doń opinia, że ,,hamletyzował”, ale to, moim zdaniem, określenie krzywdzące. Paweł VI był po prostu człowiekiem mądrym, świadomym konsekwencji swoich działań. Z tego względu czasem się wahał… Ale czyż można mówić o trudnościach w podejmowaniu decyzji w odniesieniu do człowieka, który zdjął ze swej głowy tiarę (symbol doczesnej władzy papieży) i oddał ją w darze ubogim, oraz publicznie padł do stóp prawosławnego patriarchy Melitona? Ludzka pamięć jest, niestety, krótka. To smutne, że – celebrując niekwestionowaną wielkość Jana Pawła II – zapomnieliśmy o tym, który go poprzedzał i torował mu drogę.
Jeszcze bardziej zapomniany jest Jan Paweł I. Doświadczyłem tego, nawiedzając jego grób w podziemiach Bazyliki św. Piotra: wygląda tak, jakby nikt się przy nim nie zatrzymywał… Żadnych śladów obecności. To właśnie tam, przy grobie Papieża, ,,któremu się nie udało”, przyszło mi do głowy skojarzenie jego ,,dzieła” z listami Matki Teresy: świadectwo kenozy, ,,nocy ciemnej”. Może więc Jan Paweł I powinien stać się patronem tych, których doświadczeniem jest ,,zaćmienie Boga”, nieumiejętność dostrzeżenia sensu w historii, absurdalność życia, poczucie przegranej?
Z drugiej strony, czy można nazywać ten pontyfikat ,,nieudanym”? Jednym z jego owoców (na przykład jeśli chodzi o styl bycia papieżem) był przecież wielki pontyfikat Jana Pawła II. Trudno w tym kontekście nie wspomnieć Jezusowej przypowieści o maleńkim ziarnku gorczycy, które ,,wyrasta i staje się większe od jarzyn” (por. Mk 4, 31-32).