fbpx
Małgorzata Łukasiewicz styczeń 2009

Personalia

Któż by nie znał mynheera Pepperkorna!

Artykuł z numeru

Czy mamy jeszcze duszę?

Pojawia się w VII rozdziale Czarodziejskiej góry, jako towarzysz Kławdii Chauchat, i robi wielkie wrażenie na pacjentach sanatorium. Jest zarazem „i krzepki, i wątły”, choć wydawałoby się, że te właściwości trudno pogodzić. Do jego uderzających cech należy sposób mówienia:

„Moi państwo. – W porządku. Wszystko w porządku. Skończone. Proszę jednakowoż wziąć pod uwagę – i nie zapominać – ani na chwilę nie zapominać, że – Ale nie mówmy już o tym. Tamto leży mi tak dalece na sercu, jak przede wszystkim to, że jesteśmy zobowiązani – że kategorycznym wymaganiem – powtarzam i podkreślam to wyrażenie – kategorycznym wymaganiem nam stawianym – Nie!, Nie, moi państwo, nie tak! Nie jakobym chciał – W błędzie byłby ten, kto by myślał, że ja – Skończone, moi państwo! Zupełnie skończone. Wiem, że jesteśmy przecież tego samego zdania, a więc do rzeczy!

Ostatecznie nic nie powiedział, ale głowę miał tak niepospolitą, mimikę i gestykulację tak stanowczą, przejmującą i pełną wyrazu, że wszystkim, a nawet nasłuchującemu Hansowi Castorpowi, wydawało się, iż słyszą coś niezmiernie ważnego, lub też, jeśli nawet uświadamiali sobie brak rzeczowego, skończonego oświadczenia, nie czuli się jednak zawiedzeni.”

Bezsłowna wymowność Pepperkorna okazuje się szalenie sugestywna, przykuwa i elektryzuje towarzystwo. Z jego inicjatywy urządza się niezwykłe rozrywki, w tym nocną biesiadę, której menu przewyższa wszystko, co jadano dotąd w Berghofie – choć zawsze jadano tam wyjątkowo obficie i smacznie, jak chyba nigdy przedtem ani potem u Tomasza Manna. Pieter Pepperkorn jest bowiem „osobowością”.

Osobowość to pewien nadmiar, bujność, wewnętrzne bogactwo, które spontanicznie się uzewnętrznia. Osobowość trudno jest  zdefiniować i na tym polega część jej uroku. Człowieka obdarzonego osobowością otacza się czcią, podziwia i kocha niezależnie od jego poszczególnych przymiotów czy zalet. Artystę, który ma osobowość, ceni się nie tylko za dzieła, ale za to, czym sam jest, poza dziełami. Magia osobowości w kulturze niemieckiej datuje się co najmniej od Goethego, a na przełomie wieków i jeszcze długo potem za taką osobowość na niwie literatury uchodził Gerhart Hauptmann.

Właśnie Hauptmann, jak wiadomo, posłużył jako pierwowzór postaci Pepperkorna. Wiadomo, bo wprost mówiły o tym obie zainteresowane strony. Panowie znali się od dawna, jesienią 1923 r. przebywali razem w Bolzano, latem 1924 na Hiddensee, i wesoło spędzali czas. Wtedy Mann dostrzegł w Hauptmannie rysy, które miały ubarwić powieściową postać.

Nie jest jasne, czy Hauptmann sam dostrzegł podobieństwo, czy ktoś zwrócił mu na to uwagę, w każdym razie gdy się zorientował, był wściekły. W swoim egzemplarzu Czarodziejskiej góry, na stronie, gdzie Pepperkorn wywodzi, że życie jest kobietą, zakreślił kilka linijek i dał upust oburzeniu, notując na marginesie: „Ten idiotyczny wieprz ma być podobny do mojej skromnej osoby”. Napisał też do wspólnego wydawcy, Samuela Fischera – ostateczna wersja listu się nie zachowała, ale w jednym z brulionów czytamy:

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się