W wiedeńskim domu Freuda przy Berggasse 19 widnieje marmurowa tablica z napisem: „Tu 24 lipca 1895 roku doktorowi Sigmundowi Freudowi objawiła się tajemnica marzenia sennego”. Na czym polega ta tajemnica?
To był pomysł samego Freuda. Swojego przyjaciela, Fliessa, pytał, czy wyobraża sobie, że kiedyś pojawi się tam taka tablica. Pytanie to było nieco autoironiczne. Można jednak tę kwestię potraktować poważnie, symbolicznie, bo dzisiaj rzeczywiście uważamy, że myślenie o snach to początek psychoanalizy. Do czasów Freuda sny nie były obszarem zainteresowania psychologii. Warto zresztą pamiętać, że psychologii (w nowoczesnym sensie tego słowa) przed Freudem nie było. Owszem, psychiatrzy, neurolodzy interesowali się snem jako pewnym objawem zaburzenia funkcji psychicznych. Natomiast Sigmund Freud poszedł w inną stronę, zgodną z przeświadczeniem popularnej wiedzy, tzw. tradycji ludowej, ale też różnych nurtów obecnych w kulturze (na przykład w filozofii, poezji, sztuce), które przypisywały snom duże znaczenie. To, że sny coś znaczą, był to dla niego koronny argument, iż istnieje coś takiego jak nieświadomość, to znaczy że ludzkie procesy psychiczne nie ograniczają się do tego, co świadome. To właśnie próbował udowodnić, objaśniając marzenia senne.
Freud twierdził, że odkrycie nieświadomości jest zamachem na ludzki narcyzm. Zamachem już trzecim. Pierwszy cios zadał, jego zdaniem, Kopernik, który wykazał, że ziemia nie jest „pępkiem świata”. Autorem drugiego ciosu był Darwin – twórca teorii ewolucji zacierającej wyraźną różnicę pomiędzy człowiekiem a zwierzętami. Sigmund Freud zaś, odkrywając ludzką nieświadomość, pokazał, że nie panujemy do końca nad sobą, czyli że nasze działania i zachowania są motywowane przez siły, które dla nas samych są nieznane.
A zatem Freud nie tylko odkrył nieświadomość, ale również ustanowił sen królewską drogą do niej. W jaki sposób marzenie senne umożliwia nam dostęp do tego, co nieświadome?
To droga królewska, gdyż jest stosunkowo najbardziej komfortowa ze wszystkich innych. Sny pozwalają na poznanie zgromadzonej w nieświadomości wiedzy, czyli pewnych śladów wspomnieniowych, życiowych doświadczeń, które nas kształtują i właściwie decydują o tym, kim jesteśmy. Wyobraźmy sobie, że nieświadomość to rodzaj swoistej magmy, gorącej lawy, która cały czas pulsuje, bulgocze, w której coś się nieustannie kotłuje. Freud uważał, że to „coś” nie ma żadnego kształtu, że samo w sobie jest zupełnie amorficzne. Jednakże różne fragmenty tej lawy, różne jej elementy mogą się we śnie „podkleić” pod pewne zdarzenia z jawy i dzięki nim uzyskać swoją formę, ujawnić swoje znaczenie. We śnie powstaje więc pas transmisyjny. Jego mechanizm jest taki, że tzw. „okruch z dnia” w jakiś nieświadomy sposób łączy się z fragmentem zawartości naszej nieświadomości i dzięki temu ta zawartość jest transmitowana do snu – przybiera możliwą do zrozumienia formę.