W sierpniu 1986 roku katolicki duchowny i intelektualista, autor wielu poczytnych książek, wykładowca kilku prestiżowych uczelni, Henry J. M. Nouwen zdecydował się zamieszkać we wspólnocie Arki w Toronto, noszącej nazwę „Daybreak” („Świt”). Miał wówczas 54 lata, ustaloną pozycję w świecie akademickim, traktowany był jako autorytet w sprawach duchowości. Wspólnota poprosiła go jednak, żeby przez kilka godzin dziennie zajmował się Adamem, głęboko upośledzonym 25-letnim mężczyzną, który nie mówił, z rzadka wyrazem twarzy sygnalizował, co czuje, wymagał pomocy we wszystkich codziennych czynnościach – rozbieraniu, ubieraniu, chodzeniu, jedzeniu, myciu i korzystaniu z ubikacji – a na dodatek miewał ataki epilepsji.
Pisał Nouwen:
Na początku bałem się przebywać z Adamem. Był tak delikatny, że bez przerwy martwiłem się, czy nie robię czegoś nie tak. Stopniowo jednak poznałem i pokochałem tego nieznajomego. Kiedy go kąpałem, myłem mu zęby, czesałem, podawałem śniadanie i mówiłem do niego tak, jakby mógł mnie całkowicie rozumieć, moje obawy stopniowo mijały, zastępowane przez uczucia czułości i troski. Zaczynałem nawet tęsknić za nim, gdy nie było mnie przez kilka dni. Kiedy wracałem, cieszyłem się, po prostu siedząc z nim, głaszcząc go po twarzy lub bawiąc się jego palcami. Tak oto nieznajomy stał się przyjacielem.
Czas spędzony z Adamem i fakt, że był on zupełnie zdany na innych, sprawiły, że Nouwen zaczął na nowo rozmyślać nad tym, czego nauczył się podczas studiów teologicznych. Poczuł, że musi raz jeszcze postawić sobie kilku zasadniczych pytań: kim jest Bóg i w jaki sposób objawia się w Adamie, co decyduje o naszym człowieczeństwie, jaką rolę w naszym życiu (i wierze) odgrywa ciało, czym jest przyjaźń, wspólnota, prawdziwy rozwój duchowy, i tak dalej. W obecności Adama zaczął powoli ogołacać swój umysł, porządkować świat swoich emocji, pozbywać się mądrości budowanej „za biurkiem” na rzecz mądrości wypływającej z relacji. W pewnym momencie uświadomił sobie, że sposób bycia Adama – radykalna bezbronność – był także sposobem bycia Jezusa. „Adam był najmniej kontrolującym, a zarazem najbardziej zależnym przewodnikiem, jakiego kiedykolwiek spotkałem. Wyraźnie wzywał nas do uwierzenia, że współczucie, a nie współzawodnictwo, jest drogą do wypełnienia naszego ludzkiego powołania”.
Pewnego dnia odwiedził Nouwena w „Daybreak” zaprzyjaźniony duchowny. Kiedy dowiedział się, jakie są jego obowiązki w Arce, i kiedy poznał Adama, bardzo się zdenerwował. „To po to opuściłeś uniwersytet?! Zostaw to zajęcie tym, którzy mają do niego przygotowanie. Naprawdę, możesz zrobić lepszy użytek z własnego czasu”. Nouwen czuł się zakłopotany, a przyjaciel zasypywał go kolejnymi wątpliwościami. Po co zajmować się ludźmi głęboko upośledzonymi, gdy tylu pełnosprawnych żyje w skrajnym ubóstwie? Czy nie lepiej poświęcić czas i siły na rozwiązywanie wielkich problemów, przed jakimi stoi ludzkość? „Nie odpowiedziałem na pytania mojego przyjaciela”, wspominał później Nouwen. „Nie spierałem się ani nie podejmowałem dyskusji z jego >>argumentami<<. Szybko zdałem sobie sprawę, że on nie widzi tego Adama, którego ja widzę”.