Z samej listy tymczasowych adresów nadawców tych korespondencji śmiało można by zredagować rubrykę „Sprawy (nie) do załatwienia w 2009 roku”.
1. Gaza – gdzie konflikt izraelsko-palestyński znów przybrał charakter otwartej wojny. Trudno chyba o przykład bardziej zapiekłego antagonizmu; od co najmniej 50 lat (niektórzy twierdzą, że już od czasów biblijnych…) próby pokojowego rozwiązania sporów między tymi dwiema nacjami stanowią odpowiednik kwadratury koła w sferze stosunków międzynarodowych. Niemal każdy, choćby najwątlejszy promyk nadziei, nieodmiennie wywoływał u którejś ze stron odruchy niweczące szanse porozumienia. Tym razem na kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia liderzy Hamasu ogłosili zerwanie rozejmu z Izraelem, po czym palestyńskie pociski zaczęły regularnie spadać na izraelskie miasteczka i osiedla w promieniu kilkudziesięciu kilometrów od strefy Gazy. Izraelczycy odpowiedzieli zrazu bombardowaniem z powietrza, a tydzień później inwazją wojsk lądowych. Kiedy piszę te słowa, odgłosy kanonady wciąż zagłuszają apele dyplomatów, a na dokonywanie bilansu tego pojedynku jest stanowczo za wcześnie. Oczywiście, Izraelczycy – dzięki wyraźnej przewadze militarnej – odnieśli sukcesy: zniszczono wiele bunkrów, składów broni i tuneli zaopatrzeniowych Hamasu. W nalotach zginęło też kilku znaczących przywódców tej organizacji, ale jednocześnie dysproporcja sił i ofiary wśród ludności cywilnej zmobilizowały przeciwko Izraelowi znaczącą część opinii publicznej, tak na Zachodzie, jak i w krajach muzułmańskich, których poparcie będzie przecież warunkiem koniecznym ewentualnej ugody na Bliskim Wschodzie. Rząd ustępującego premiera Ehuda Olmerta zapewne liczył na osłabienie pozycji Hamasu (który sprawuje kontrolę nad zachodnią połówką zalążkowej państwowości palestyńskiej) kosztem nacjonalistów z Fatah (a w kontekście regionalnym być może również na stępienie ostrza polityki suflerów Hamasu w Teheranie?). Warto jednak pamiętać, że choć radykalni spadkobiercy Bractwa Muzułmańskiego w Palestynie nie są idealnym partnerem do rokowań, to Izrael ma po prostu takich sąsiadów – i w przewidywalnej przyszłości innych mieć nie będzie.
2. Sri Lanka – kolejny teatr otwartego konfliktu z ugrupowaniem uznawanym w wielu stolicach za terrorystyczne. Od początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku separatyści, znani pod skrótową nazwą Tamilskich Tygrysów (LTTE – Tygrysy Wyzwolenia Tamilskiego Ilamu), prowadzą walkę z centralnym rządem tego wyspiarskiego państwa, zdominowanym przez większościową społeczność Syngalezów. Na zasadniczą linię podziału etnicznego na Sri Lance nakładają się dodatkowo różnice religijne, Syngalezi są w przeważającej mierze buddystami, a większość Tamilów wyznaje hinduizm. Ubiegły rok przyniósł zerwanie kilkuletniego rozejmu, na co prezydent Mahinda Rajapakse, sprzeciwiający się federalnym pomysłom na przyszłość kraju, odpowiedział zdecydowaną ofensywą na pozycje Tygrysów na północy i wschodzie wyspy. Ostatnie tygodnie roku przyniosły znaczące sukcesy wojskom rządowym, które zdobyły główny bastion LTTE – Kilinochchi. Ale ceną są, jak zwykle w przypadku poważnych działań wojskowych, masowe migracje cywilów, nie wspominając o stratach w ludziach po obu stronach (według najostrożniejszych szacunków, w całym konflikcie władz w Colombo z Tamilami zginęło już ponad 70 tysięcy osób). Wszystko to nie wróży najlepiej, zważywszy, iż na południu Sri Lanki ludność jest przemieszana, zaś bojówki Tygrysów wielokrotnie udowadniały, że potrafią zmieniać taktykę w zależności od potrzeb i skutecznie stosować metody „miejskiej partyzantki”. W końcu to tutaj wymyślono opasywanie zamachowców-samobójców wiązkami trotylu, przejęte później przez muzułmańskich ekstremistów, którzy nadali temu krawieckiemu wynalazkowi nazwę „pas szahida” (czyli męczennika).