Kiedy pierwszy raz spotkał Pan Nowosielskiego?
Poznaliśmy się z Jurkiem chyba jesienią 1945 roku, mieszkał wtedy w Alei Słowackiego, w jednym dużym pokoju, który mu wypożyczył Jonasz Stern. Dopiero potem przeniósł się do domku zbudowanego przez ojca, gdzie wisiały na ścianie skrzypeczki jego Taty. Pamiętam, gdy tam przychodziłem, wychodził stary ojciec w kamizelce, czasem żeśmy się witali.
Czyli znamy się ponad 60 lat. Często u nich nocowałem, przemieszkiwałem po kilka dni, przegadywaliśmy całe wieczory, czasem całe noce – nie tylko o obrazach, jego erudycja dotyczyła wielu obszarów. Rozmowy były o sztuce, religii, Bogu, ale na ten temat nie będę mówił… W każdym razie przypadliśmy sobie do serca.
W Krakowie zamieszkał Pan w Domu Literatów przy ulicy Krupniczej, ale i tak trzymał się Pan raczej z malarzami…
Malarze i literaci to były osobne przyjaźni i znajomości. Mietka Porębskiego, który mnie zapoznał i z Nowosielskim i z Kantorem, trzeba by zaszeregować w środku, między przyjaźniami pisarskimi i malarzami. Jeszcze wcześniej, u Przybosiów, poznałem Hanię Porębską, żonę Mietka. To ona wpłynęła na to, że nie poszedłem na polonistykę, zapisała mnie na historię sztuki! Padał deszcz, mnie się w ogóle nie chciało iść „zapisywać” na uniwersytet, a Hania i Mietek byli już na historii sztuki, przekonywali, że to ciekawe, opowiadali, jacy są profesorowie, jeszcze sprzed wojny: Zawirski, Molé… Ja byłem bardzo wygłodzony obrazów, bo książki mogłem w Radomsku czytać, natomiast tam nie było ani muzeum, ani żadnej galerii. Prawdę mówiąc, nie wiem, czy w całym mieście był choć jeden dobry obraz. Fotografie tak, w Radomsku mieszkał Osterloff, słynny przedwojenny fotografik, do którego chodziłem ze starszym bratem. Zbierał znaczki pocztowe. Mógł się pewnie u kogoś zdarzyć jakiś Kossak, ale nie wiem, u powiatowej arystokracji nie bywałem. W domu mieliśmy oczywiście jakieś amatorskie widoczki, portret Kościuszki…
Skończył Pan tę historię sztuki?
Tak, jak prezydent Kwaśniewski – wyższe studia bez dyplomu. Ale skończyłem wszystkie semestry, Mietek mi nawet mówił, że mogę się u niego „doktoryzować”! Towarzysko, to był wtedy dość szeroki krąg, nie tylko historia sztuki, przede wszystkim malarze: Tadzio Brzozowski, Adamaszek Hoffmann, Jurek Skarżyński, z dziewczyn Ewa Kierska. Bardzo różne osobowości, to są zresztą dziwne sprawy, bo na przykład Skarżyński jako malarz był mi bardzo daleki, a jako lalkarz, człowiek: czarujący. Balzak – Mikulski – też był mi bliski, ale przez swoje milczenie. Z Tadeuszem Kantorem mieliśmy naprawdę bardzo miłe, osobiste kontakty – rozmawialiśmy dużo o teatrze, mało o malarstwie.
W jednym z listów do Nowosielskiego pisze Pan, że chciał się zgłosić do Cricotu na aktora – czy to prawda?
Tak, chciałem z nimi raz jechać w świat, ale Kantor się nie zgodził. Mówiłem: będę w grupie, jest Mikulski, to mogę być i ja, będziecie mieli z tego pożytek. Ale on bał się, że go gdzieś potem złośliwie opiszę. Myśmy się bardzo lubili i cenili, ale to wszystko było skomplikowane.