Zresztą Kościelna wznosi się na tyle stromo, że nawet położono na niej schodki, ale zarazem na tyle łagodnie, że schodki te musiały być niziutkie a wydłużone, na dodatek gęsto przetykane odcinkami całkowicie płaskimi. Niezależnie od wieku warunkującego długość odnóży, interwału kroków nigdy nie potrafiłem zgrać z interwałem schodów i zawsze szedł człowiek tędy jak nierówno potrącony, najlepiej było korzystać z zostawionej po boku ścieżki dla wózków i rowerów. Podchodząc pod górkę po prawej ręce miało się ten podjazd, marne klomby i wyniosły kościół na wzniesieniu, zaś po lewej ciąg sklepików, który kończył się kioskiem z pierwszymi w Ostrowcu włoskimi lodami z automatu. Z Kościelnej wchodziło się potem w prowadzącą już do samego rynku Wąską Uliczkę, szerokie może na trzy metry „ucho igielne” miasta w korycie tworzonym przez ściany starych kamieniczek. W każdy dzień powszedni pół miasta przelewało się tędy jak przez przewężenie klepsydry, ci z centrum mający interesy w dolnej części miasta i ci z południa, co pracowali lub uczyli się wyżej. Z wyjątkiem nielicznych zmotoryzowanych szczęśliwców, którzy, rzecz jasna, przemieszczali się Okólną.
I sklep Pod Filarami usytuowany był u naturalnego źródła tej rzeki pieniędzy, w rozwidleniu Okólnej i Kościelnej. Już we wojnę stały na tym miejscu sklepy, widać je na akwareli Jana Fazanowicza z 1942 roku i na zdjęciu „z okresu okupacji hitlerowskiej” zamieszczonym w pracy zbiorowej o niepowtarzalnym tytule „Ostrowiec Świętokrzyski wczoraj dziś i jutro”. Szkoda tylko, że szyldy nad drzwiami nie są czytelne. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby właśnie tu mieścił się sklep Adamskich z zabawkami. Na prowizorycznej postkarcie wysłanej „Firmie H. Drzonkowski W-wa Marszałkowska 102” 23 kwietnia 1942 roku Adamski Piotr w rubryce „absender” odbił pieczątkę: „KOSZYKI – ZABAWKI. ST. ADAMSKI. Ostrowiec Kiel., Okólna 2”. Adres by chyba pasował, choć nie wiadomo, czy numeracja nie zaczynała się z drugiego końca Okólnej. Wieczne pióro Piotra w miarę pisania podsychało i zostawiało coraz bledszy ślad. Za to kiedy na dłużej zatrzymywał dłoń, pierwsze litery dalszego ciągu rumieniły się granatowo i wyraziście. Dzięki temu widzę czarno na białym, że po wpisaniu zacytowanego adresu chwilę się wahał, zanim zdecydował się na początkową grzeczność: „Za przysłany towar bardzo dziękuję. Przy rozpakowaniu stwierdziłem brak 1 tramwaju za cenę 37.50. Zamiast 50 sztuk hulajnug proszę o przysłanie 20. Zpoważaniem”.
Wojna to straszna rzecz. Nawet hulajnogi nie mają wzięcia. Zresztą hulajnoga ma w sobie coś anarchistycznego, więc osobnik hulajnożny byłby szczególnie podczas wojny podejrzany, żaden fiurer nie chwalił się nigdy jazdą na hulajnodze, a na przykład już z rowerem to niejeden się obnosił. Kupujcie hulajnogi wbrew wszystkiemu, na przekór czasom, wbrew sobie. Dla mamusi koszyk, dla synusia tramwaj. Wstecznie kibicuję rodzinie i jej biznesikowi: nabyłem cały zestaw siedmiu pocztowych kart z czasów okupacji i dość mi tego było, żeby trochę się z Adamskimi zżyć. Mieszkali przy Polnej 67, która prawdopodobnie do wojny nosiła imię Pierackiego, bo najstarsza z kart jest zaadresowana: Pierackiego 67. Piotr jeszcze się uczył, a już musiał zasuwać w sklepie. Adamscy byli nieźle sytuowani, albowiem mieli aparat fotograficzny. Pytał „Kochanych Wójostwa” o zdrowie w marcu czterdziestego pierwszego Władysław Wasilewski z Wyśmierzyc. „Bo u nas to było by dobrze wszystko tylko ludzi wysiedlają, cały Radomski powiat i Grzymiącą też, tylko Wyśmierzyce pozostają, Grzymiąca ma pozostać do sierpnia na miejscu a ciocia z Błeszna sprowadza się do nas do Wyśmierzyc. Reginka ma curkę Basię (…). Zbyszek nam taki duży urósł i dobrze wygląda i ta mała też zdrowo się chowa, ma 4-ry miesiące, tak że wszyscy są z dobrymi rzołądkami, tylko niema skąd dobierać bo wszystko biorą na kontygient nazi, a kto to się proszę domyśleć. Jak wójostwo przyjadą wraz z aparatem to my za wszystko zwrócimy a wójek zdejmie nam Zbyszka i Elę. Zbyszek w tej chwili nie daje mi wcale pisać, rusza za pióro i sam chce pisać i dlatego tak brzydko piszę”.