Agnieszka Piskozub-Piwosz: Z pewnością to pytanie zadawano Panu wielokrotnie, ale my także musimy je postawić: Co było powodem Pańskiego zainteresowania Jezusem?
Geza Vermes: Moje zainteresowanie Jezusem było czysto akademickie, a droga do niego – okrężna i zabawna. Studiowałem teologię, a co za tym idzie: również Nowy Testament, ale z przyczyn technicznych (zbyt skomplikowanych, żeby je tutaj wyjaśniać) w Louvain zostałem zwolniony z wykładu dotyczącego Ewangelii. Podczas studiów nad Biblią hebrajską niemal równolegle zainteresowałem się zwojami znad Morza Martwego i zmagałem się z nimi przez kolejne sześćdziesiąt lat. Natomiast to, czego nauczono mnie o pozostałych pismach Nowego Testamentu, na przykład listach świętego Pawła, nie przemawiało do mnie. Było to bowiem ujęcie ściśle teologiczne, a ja o wiele bardziej interesowałem się historią i żydowską stroną chrześcijaństwa. Pierwotnie nie przepadałem więc za Nowym Testamentem. Później jednak pojawiły się rękopisy z Qumran. Ażeby je zrozumieć, musiałem podjąć między innymi intensywne studia nad żydowską interpretacją Biblii. I zdałem sobie sprawę, że – aby to uczynić – muszę zapoznać się z interpretacją Starego Testamentu w Nowym Testamencie. W ten sposób natknąłem się na Ewangelie.
Jarosław Kołak: Było to przed publikacją Pańskiej książki Scripture and Tradition?
Geza Vermes: Tak. Ta książka to już następny etap. Początkowo pracowałem nad zwojami znad Morza Martwego i ogłosiłem kilka artykułów na ich temat oraz na temat interpretacji Nowego Testamentu. Kontynuacją tego była praca Scripture and Tradition, wydana w roku 1961. Zawierała ona dwa rozdziały dotyczące tematów powiązanych z Nowym Testamentem – jednak wciąż jeszcze było to tylko zainteresowanie poboczne. W połowie lat 60. ubiegłego wieku zostałem zaproszony do rewizji, a właściwie powtórnego napisania książki Emila Schürera The History of the Jews in the Age of Jesus Christ, powstałej w latach 1901–1909. Było to bardzo interesujące, wymagające i poważne dzieło, które ukazało się w trzech tomach pomiędzy rokiem 1973 a 1987. Kiedy pierwszy tom został ukończony, wziąłem urlop naukowy w ramach mojej pracy w Oksfordzie i postanowiłem wykorzystać wiedzę historyczną, językoznawczą i religijną (nabytą dzięki temu poważnemu badaniu naukowemu) – po to, by umieścić Nowy Testament w jego realnym kontekście: historycznym, kulturowym i religijnym.
Jarosław Kołak: To znaczy w kontekście żydowskim?
Geza Vermes: Owszem, w jego kontekście żydowsko-palestyńskim. Rezultatem tego był Jezus Żyd, książka, która w 1973 roku wyglądała na nieco rewolucyjną i nowatorską. Sam jej tytuł w tamtych czasach stanowił falę uderzeniową.
Agnieszka Piskozub-Piwosz: Dla kogo?
Geza Vermes: Dla tradycjonalistycznych chrześcijan. Zainteresowali się nią Żydzi – liberałowie, Żydzi współcześni, których ona w żaden sposób nie uraziła. Natomiast Żydzi ortodoksyjni nie zwrócili na nią wcale uwagi. Zatem po stronie żydowskiej nie istniała wrogość, choć spodziewałem się ataku zarówno ze strony chrześcijańskiej, jak i żydowskiej. Nie twierdzę, iż nie było żadnych sporadycznych wybuchów, ale nie pamiętam nic takiego, o czym warto byłoby mówić. Niespodziankę stanowił dla mnie fakt, że ta książka spotkała się z powszechnym uznaniem. Oznaczało to, że Jezus Żyd podnosił pytania, na które należało odpowiedzieć, a to naprowadziło naukowców na nowy interesujący i wartościowy trop.