Najnowsza książka Biedrzyckiego Wariacje metafizyczne. Szkice i recenzje o poezji, prozie i filmie wpisuje się w ten właśnie sposób myślenia o lekturze, o przeżyciu estetycznym, które towarzyszy każdemu kontaktowi z dziełem sztuki. I nie chodzi tutaj o fakty proste – Wariacje metafizyczne zbierają teksty pisane na przestrzeni dwudziestu lat, w książce pomieszczone zostały szkice będące naturalną kontynuacją dotychczasowych zainteresowań autora (pierwszych niemal 100 stron to teksty skupione wokół poezji Barańczaka; odnaleźć można artykuł poświęcony „Jeżycjadzie”). Chodzi raczej o szczególny kontakt z dziełem (czytaną książką, oglądanym filmem), o szczególne jego przeżywanie. Warto przemyśleć ów specyficzny tryb lektury i zapytać o jego stawkę.
Książka Biedrzyckiego swój tytuł zawdzięcza jednemu z zamieszczonych w niej szkiców. Tak zatytułowana została interpretacja Barańczakowego wiersza Drogi kąciku porad, który krytyk czyta jako „wyraz głębokiego pesymizmu egzystencjalnego”, dodając: „Nie należy jednak ujednoznaczniać jego lektury, skoro cała strategia utworu oparta jest na grze paradoksów i pozornej nieprzystawalności. Bohater wiersza nie odnajdzie łatwej pociechy, ale w swojej edukacji metafizycznej wyzwoli się spod wszechwładzy banału i bezmyślności”. Wydaje mi się, że to właśnie „edukacja metafizyczna” stanowi sedno czegoś, co na wstępie określiłem specyficznym trybem lektury.
Na czym miałaby polegać metafizyka w epoce postmetafizycznej? Na marginesie przyznać muszę, że nie wszystkie metafizyczne wariacje są dla mnie w pełni zrozumiałe. Postaram się więc powiedzieć o trzech, które, moim zdaniem, stanowią ciekawą propozycję. Zacznijmy od pierwszego rozumienia wariacji. Już we wstępie Biedrzycki pisze: „W mojej lekturze każda poetyka to wariacja wokół tego samego tematu, tematu sensu tego, co jest”. I rzeczywiście, krytyk za Miłoszem „sięga samej istoty rozważań o sensie istnienia”; za Różyckim włącza się w poetycki proces porządkowania świata etc. Co jednak ważne, zdania te pozostają w trybie niedokonanym. Innymi słowy, metafizyka pozostaje tu zawsze kolejną wariacją, ostatecznie pragnieniem metafizycznym, nie spełnieniem. Po drugie, jak zdaje się przekonywać Biedrzycki, metafizyka rodzi się z zauważania sprzeczności, sprzeczności pomiędzy pragnieniem (które w ramach tej książki bywa nazywane śladem kolejnych lektur różnorodnie – pragnieniem: harmonii, kosmosu przeciw chaosowi, punktu stałego, Sensu), a nieredukowalnym odczuciem – że powiem za szkicem o Chirurgicznej precyzji – „dotknięcia czegoś, co wydaje się tyleż ważne, ile tajemnicze i nieodgadnione”. Biedrzycki, wmyślając się (jakże często!) w rozpoznania Dostojewskiego, nazywa owo coś złem metafizycznym. Mówiąc najprościej, element tremendum (grozy) wyprzedza tu element fascinans (oczarowania). W tej perspektywie nie dziwią zdania w rodzaju: „Mędrzec mądry mądrością niepewności” (zanotowane na marginesie lektury Przesłania Pana Cogito). Metafizyka, którą odsłania Biedrzycki w kontakcie z literaturą i filmem, nie ma nic wspólnego z pewnością afirmacji, bliższa jest raczej zgodzie na (niejawne) przebolenie sprzeczności.