Kłopoty z Traktatem, czyli o tym jak myśli Onfray
Traktat ateologiczny jest książką, która pod każdym względem ilustruje tylko z pozoru niemożliwą hybrydę tradycji Oświecenia i postmodernizmu. W książce Onfraya znajdujemy zarówno wielkie dowartościowanie rozumu, jak i jaskrawe nadużycia obiektywizującej racjonalności dialogu dowodzące skrajnego lekceważenia podstawowych zasad myślenia.
Lektury nie ułatwia myślowy narcyzm Onfraya. Zapewne jest on częścią jego własnej „filozofii”, jeśli lekceważenie myślenia innych zasługuje na miano filozofii. Problem z Onfrayem polega na tym, iż zdaje się on – prawie na każdej stronicy swego dziełka – twierdzić, iż jest jednym z nielicznych, który nie uległ zbiorowemu oszustwu, jakiemu na imię religia. Co więcej, Onfray kreuje się na pierwszego myśliciela, który rzeczywiście doprowadza do końca rozbrat z religią. Nietzschego proklamacja „śmierci Boga” to tylko – jako „fikcyjny zgon” – „ontologiczny gadżet” (s. 33). W jego twierdzeniach i opisach często przebija nuta megalomanii i przekonanie o wyjątkowości własnej misji racjonalnego, historycznego i praktycznego wykazania zasadności ateizmu. Jak często bywa w tego rodzaju przypadkach, Onfray chce być prorokiem nowej ery, która będzie czasem odrzucenia religii i nastania radosnej epoki przyjemności płynącej z działania absolutnie podporządkowanego rozumowi. W jego przypadku prorocka egzaltacja łączy się z pogardą dla tych wszystkich, którzy myślą inaczej, a oskarżanie religii o nietolerancję wobec inności i ateizmu z prawdziwą nietolerancją wobec religii. Onfray chce być nie tylko pierwszym zapalonym i zdecydowanym ateistą, ale i pierwszym mścicielem ateizmu czyniącym zadość wszystkim jego męczennikom.
Krytycznego ustosunkowania się do książki Onfraya nie ułatwia również jej chaotyczny styl. Myślenie Onfraya polega na systematycznej niesystematyczności, ciągłym przechodzeniu pomiędzy faktami, rzadko logicznie ze sobą powiązanymi a skojarzonymi na drodze dowolnego doboru. Onfray myśli plamami emocjonalnymi, szybko zmienia tematy, przechodzi dowolnie i niespodziewanie pomiędzy różnymi wątkami. Charakteryzuje go nieumiejętność zachowania emocjonalnego dystansu do przedmiotu własnych badań. Wymieszanie konwencji poetyckiej z próbami myślenia i wnioskowania systematycznego, twórczych porywów manifestu z zachowującym pozory spokojnego i nieulegającego emocjom myślenia obiektywnego (niejako poza podmiotem), szeroko zakrojonych syntez z pozornie wyważonymi analizami sprawia, iż autor sprytnie ukrywa się przed możliwymi pociskami krytyków. Nie trzeba dodawać, iż Onfray zna się nie tylko na filozofii i teologii, lecz również na archeologii, psychologii, psychoanalizie, metafizyce, historii, komparatystyce, mitologii, lingwistyce, hermeneutyce i estetyce. Chociaż sam stwierdza, iż jego praca jest „wstępną” i jako taka domaga się dopowiedzenia ze strony wspomnianych dziedzin (s. 28), jest ona pełna do nich odwołań. Wspomnijmy chociażby opis nawrócenia św. Pawła przedstawiony jako atak histerii – Onfray diagnozuje przeżycie Pawła spod Damaszku niczym wykwintny znawca psychiatrii i jej ekspert (s. 139–140). Tu rodzi się pytanie: jak rozmawiać z człowiekiem tak „wszechstronnie wykształconym”, „specjalistą” w tak wielu różnych dziedzinach wiedzy, szermierzem posługującym się całkiem niemałą liczbą gatunków różnorakiej broni? Traktat wieści nie tylko pożegnanie z religią, ale i nadejście ery nowych geniuszy, do których Onfray skromnie siebie samego zalicza.