Jakie specyficzne, afrykańskie doświadczania, wspólne dla wszystkich mieszkańców tego kontynentu, są równocześnie całkowicie obce dla ludzi Zachodu?
Mamy w Afryce ponad pięćdziesiąt państw – wiele z nich podlega zupełnie innym wpływom kulturowym. Między Senegalczykiem a, na przykład, mieszkańcem Konga jest ogromna różnica. Jako ten ostatni nie jestem muzułmaninem, nie potrafię też posługiwać się żadnym z języków zachodnioafrykańskich, a wiele z tradycji tamtego regionu jest mi całkowicie obcych. Z drugiej strony, bliscy są mi mieszkańcy Kamerunu, Gabonu czy Republiki Środkowoafrykańskiej – być może dlatego, że dzielę z nimi wiele rzeczy: wspólną puszczę, wierzenia, nawet nasze języki są do siebie podobne, mają strukturę podobną do wolof, jednego z języków używanych na zachodzie kontynentu.
Można powiedzieć, że geograficzne i kulturowe granice Afryki są jasno wyznaczone. Cheikh Anta Diop, jeden z najważniejszych historyków Afryki, próbował jednak ukazać kulturową jedność Afryki, twierdząc między innymi, że „ojczyzną” dla większości Afrykańczyków jest Egipt – to stamtąd, jego zdaniem, rozpoczęli oni wędrówkę w górę Nilu, osiągając w końcu region subsaharyjski. Wielu z nich to członkowie plemion ludów bantu, choć sam nie lubię tego określenia, gdyż kojarzy mi się z europejskimi ideologiami, według których Afrykanie są dzicy, ograniczeni umysłowo itd.
Czy masz czasem taki problem, że aby porozumieć się z ludźmi innej kultury i przekazać im coś ze swojego doświadczenia, trzeba pójść na pewne kompromisy?
Samo życie w Afryce oznacza już zgodę na znaczne kompromisy.
Mam tu na myśli na przykład to, że przez większość czasu musisz zmagać się z czymś w rodzaju presji albo oczekiwania wywieranego przez rodzinę – a jak wiemy, pojęcie „rodziny” jest w Afryce bardzo szerokie… Jeśli chcesz być członkiem afrykańskiej rodziny, powinieneś przywyknąć do tego, że w każdej chwili musisz być dla niej dostępny, musisz być gotowy pomóc w czymś innym jej członkom – nawet gdyby wiązało się to na przykład z koniecznością powrotu ze Stanów Zjednoczonych lub Europy. Takie poczucie jest permanentną częścią całego naszego życia.
Bycie pisarzem w Afryce – to perspektywa jeszcze większych kompromisów. W moim kraju pisanie jest rzeczą bardzo niebezpieczną. Kiedy zaczynasz to robić, twój rząd od razu zastanawia się dlaczego – czy nie jesteś czasem jakimś buntownikiem.
Co trzeba zrobić, aby napisać dobrą powieść?
Aby napisać dobrą powieść, trzeba mieć trochę niepoukładane w głowie. I wiedzieć, jak sobie z tym niepoukładaniem poradzić. Piszę po trosze dlatego, że w życiu często byłem sam. Nie umiałem też robić niczego innego.
Jeśli piszę, to również dlatego, że jestem daleko od mojego kraju, Konga, i staram się odnaleźć swój czas utracony. Po to, aby tworzyć, musimy odczuwać ból. Trzeba też pisać przeciw czemuś – przeciw systemowi, stylowi życia – oraz o tym, co odczuwamy w naszym wnętrzu. Stąd też pisanie to ryzykowanie. Ja tak bardzo nie lubię kompromisów, że zdecydowałem się tworzyć poza granicami swojego kraju.