Można nad tym ubolewać, gdyż podobna sytuacja nie mogłaby wydarzyć się we Francji ani w Niemczech. W Polsce wydarzyła się i, niestety, należało się tego spodziewać. Dotychczasowy przebieg walki politycznej między dwiema największymi partiami (których reprezentantami są prezydent i premier) nie dawał bowiem większych nadziei na to, że z okazji ważnej narodowej rocznicy zostanie ogłoszony rozejm, przerywający kampanię przed wyborami prezydenckimi. Współodpowiedzialne za ten stan rzeczy są oba ośrodki, skupione wokół prezydenta Kaczyńskiego i premiera Tuska. Przez długie miesiące nie szczędziły sobie one złośliwości, a nawet impertynencji. Jednak tym razem wina nie rozkłada się równo. Po warszawskich „występach” związkowców z „Solidarności” (1 maja) premier miał wszelkie powody, by sądzić, że obchody rocznicowe pod gdańskimi krzyżami staną się okazją do demonstrowania polskich swarów na oczach europejskich przywódców. Bo w wymiarze politycznym „Solidarność” jest dziś przybudówką PiS-u. Było czymś niestosownym, że po mszy, odprawionej pod pomnikiem Poległych Stoczniowców, odbył się (z udziałem prezydenta) wiec pełen politycznych wycieczek pod adresem premiera. Donald Tusk pokazał większą klasę, wymieniając Lecha Kaczyńskiego wśród ludzi zasłużonych w walce o wolną Polskę i wyrażając mu za to podziękowanie.
Tegoroczne uroczystości czerwcowe obserwowałem z pewnego dystansu. Nie bojkotowałem ich. Data 4 czerwca jest dla mnie bardzo ważna, ale tym razem musiałem przedłożyć inne obowiązki nad świętowanie rocznicy. Lektura prasy i oglądanie telewizji nie pozwalały mi na pełne odczucie prawdziwej atmosfery tego dnia. W mediach dominował ton satysfakcji. Ton ten nadawały wypowiedzi głównych bohaterów wydarzeń sprzed dwudziestu lat: Wałęsy, Mazowieckiego i Michnika (który był autorem komentarza w „Gazecie Wyborczej”). Czułem podobnie jak oni. I jestem przekonany, że uczucie satysfakcji musiało dominować podczas wielu spotkań uczestników tamtych wydarzeń. Powracały wspomnienia, poczucie solidarności i dumy z drogi, jaką przebyła Polska. Zadaję sobie pytanie, czy młode pokolenie Polaków jest w stanie wczuć się w klimat tamtego czasu. Minęła już przecież cala epoka: dwadzieścia lat, a więc niemal tyle, ile trwała II Rzeczpospolita.
7 czerwca odbyły się wybory do Parlamentu Europejskiego. W kwestiach zasadniczych nie przyniosły one niespodzianek. Zaskoczeniem nie jest ani kolejność czterech ugrupowań, których przedstawiciele uzyskali mandaty, ani skala poparcia dla nich, ani niska frekwencja wyborcza. Wyniki wyborów wymagają jednak krótkiego komentarza. Politycy PO mają prawo do satysfakcji. Po blisko dwudziestu miesiącach od wyborów parlamentarnych ugrupowanie to nie traci zaufania wyborców, pomimo że sprawuje władzę w warunkach kryzysu gospodarczego. Na horyzoncie nie widać dlań na razie groźnego rywala ani przekonującej politycznej alternatywy. Dla Donalda Tuska sprawdzian przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi wypadł więc pozytywnie.