(…) postanowiłem przyjechać 23 grudnia rannym pociągiem o 7.42, powiedzieć kazanie i odprawić Mszę świętą; liturgię będę sprawował bez mitry i pastorału, więc nie potrzebuję żadnej asysty oprócz Księdza i księdza wikarego. Nikt ze mną nie przyjedzie. Niech nie będzie żadnego uroczystego powitania…
Cel przyjazdu: „ponieważ jeszcze nie spotkałem się z [tamtejszymi] wiernymi”!
Czytelnik tych słów może sądzić, że ich autorem jest … arcybiskup Helder Camara, czy inny – przejęty przed laty Soborem – hierarcha, może jakiś biskup misyjny?!
Nie, list jest bardzo przedsoborowy: został napisany 15 grudnia 1906 roku, a jego autorem jest węgierski biskup Ottokár Prohászka, wówczas od dwudziestu miesięcy ordynariusz Székesfehérvár, profesor stołecznego uniwersytetu, członek Izby Wyższej Parlamentu, niedługo potem członek Akademii Nauk i wielu innych naukowych, kulturalnych i kościelnych instytucji.
Niedawno skończył 48 lat.
Pochodzenie miał typowe dla ludzi ówczesnych, wielonarodowych Wielkich Węgier. Urodził się na Górnych Węgrzech (czyli w dzisiejszej Słowacji) 10 października 1858 roku w miejscowości pisanej wtedy Nitra (Nitra), z ojca o korzeniach czesko-morawskich i matki – Niemki szwajcarskiej. Miał jeszcze dwoje rodzeństwa.
Ojciec przez jakiś czas służył w wojsku, później pracował jako kontroler finansowy, wskutek czego rodzina często zmieniała miejsce pobytu, mieszkając między innymi w Pozsony (Bratysława), wspomnianej Nitrze, Rózsahegy (Ružomberok), w austriackim Feldkirchen. Ottokár przez pewien czas chodził do szkoły w Losonc (Lučenec), gdzie nauczył się perfekt węgierskiego.
Późniejszy biskup – który dzieciństwo spędził wśród Słowaków, stanowiących większość w wielu miejscowościach Górnych Węgier – należał do tych nielicznych węgierskich intelektualistów, którzy otwarcie współczuli Słowakom, gdy władze – i cywilne, i szkolne, i często kościelne – zabraniały im modlić się w języku ojczystym.
Oczywiście, Ottokár od razu uważał się za Węgra (choć jego ojciec słabo znał język węgierski), ale za „Muttersprache” (Węgrzy, podobnie jak Niemcy nie znają pojęcia „język ojczysty”, mówią natomiast o „języku matczynym”) poczytywał niemiecki, często doń wracał, zwłaszcza gdy chciał coś precyzyjnie wyrazić.
W mowie (wszak teksty pisane korygowała redakcja) jednego z największych kaznodziejów węgierskich (!) nierzadko słychać było germanizmy, zwłaszcza w budowie zdań, a barwa głosu i akcent typowy był dla „Palóców”, czyli Węgrów mieszkających na Słowacji.
Wprawdzie w rodzinie zarówno ojca, jak i matki Ottokára było wielu księży, a matkę łączyły więzy pokrewieństwa z arcybiskupem Eger Józsefem Samassą, to – kiedy syn w piętnastym roku życia, pisząc do ojca ze szkoły w Kalocsa, oświadczył, że chce zostać księdzem – rodzice nie wpadli w zachwyt. Ojciec kazał mu parę lat czekać!