Ludobójstwo – coś rozumieć, by żyć dalej
Nie piszę sprawozdania z naukowej czy popularno-naukowej konferencji na temat ludobójstwa. Przekazuję swoje nota bene, echa i wnioski.
W Domu Spotkań z Historią spotkanie z Assumptą Mugiranezą, świadkiem w sprawie ludobójstwa na Tutsich z Rwandy. Świadkiem, który żyje, bo nie był na miejscu, kiedy zabijano. Ludobójstwa miewają głównie takich świadków. Z tym, że pani Assumpta, politolog i psycholog społeczny z Uniwersytetu Paris VIII, jest świadkiem wyjątkowo pilnym i odważnym. O samej rzezi wie z relacji tych, co wygrzebali się spod ciał, i tych, którym udała się ucieczka, ale widzieli jej początek. Assumpta jest też świadkiem swojego wnętrza, w które wdarło się to wszystko, i świadkiem prób życia dalej w kraju dotkniętym takim paroksyzmem. Przed osobą wysoko ceniącą formację naukową była jedna droga: poddać miażdżące doświadczenie świadomej refleksji. Stąd projekt na pierwszy rzut oka nie do udźwignięcia: porównawcze studium ludobójstwa.
Inne zagłady: plemienia Herrero w Namibii, Ormian, Żydów. Assumpta Mugiraneza współpracuje z paryskim Centrum Pamięci Szoa – ośrodkiem badań nad Zagładą. W Polsce jej przewodnikiem jest Konstanty Gebert.
Studium porównawcze zjawiska ludobójstwa nie musi koncentrować się wyłącznie na krótkim zestawie bezspornych przykładów. Ten zestaw jest taki, bo funkcjonuje definicja prawna ludobójstwa, która ten zestaw ogranicza. Czy go uzupełniać, interpretując tę definicję szeroko? Zdania prawników są podzielone[1].
O stosowalności prawnej definicji ludobójstwa decydują sądy. Na mocy werdyktu mamy prawo, a może wręcz obowiązek twierdzić, że na przykład w Srebrenicy doszło do ludobójstwa, że było to coś specyficznego – ta właśnie szczególna odmiana zbrodni przeciw ludzkości.
Bardzo trudno utrzymać porównywanie ludobójstw przy tym, co – moim zdaniem – najważniejsze, przy swego rodzaju fenomenologii tych zbrodni i przy pytaniu, jak żyć dalej, jak żyć z ludźmi niosącymi taką pamięć, czego potrzebują oni od reszty ludzkości, w tym od siebie nawzajem, ofiary od ofiar. Im bardziej precyzyjną definicję ludobójstwa uda się skonstruować i stosować w miarę konsekwentnie, tym więcej pokus, by skupić uwagę na pytaniu, które potworności wojen uznać za „ludobójstwa”, a które będą określane „tylko” jako „masakry”, „masowe mordy”, „zbrodnie wojenne”… Zamiast globalnej lekcji, zamiast ostrzeżeń i wsparcia w zapobieganiu najgorszemu, wdajemy się w podejrzenia i spory. Ustalanie, kto ewentualnie cierpiał więcej, dłużej, bardziej dotkliwie, jest bez sensu. Każda śmierć człowieka jest – jako jego śmierć –faktem niepowtarzalnym i nieporównywalnym. Porównywanie ludobójstw między sobą może jednak prowadzić do bardziej wnikliwej wizji każdego z nich, takiej, która odsłoni rysy własne danej zbrodni i zarazem pokaże, co łączy groźne wydarzenie odległe w czasie, spod innego nieba, a jednak odzwierciedlające – być może – ten sam haniebny, nieludzki model. Ludzie ludziom gotują straszny los, poniekąd podobny. Chodzi o to, by nie dopuszczać do rozwoju konglomeratu warunków prowokujących zbrodnię.