Radykalna Ortodoksja w ciągu ostatnich dwudziestu lat stała się jednym z dominujących głosów na współczesnym areopagu świata Zachodu. W Polsce jednak wciąż jest zjawiskiem egzotycznym i nieznanym. Jednym z niewielu polskojęzycznych źródeł poświęconych ruchowi jest wakacyjny numer Znaku z 2010 roku, współredagowany przez księdza Roberta Woźniaka, w którym po raz pierwszy zajęto się intelektualistami z Radykalnej Ortodoksji. Tekst pióra księdza Woźniaka pozostaje do dziś jedynym, adresowanym do polskiego czytelnika, w miarę systematycznym wprowadzeniem w zagadnienia poruszane przez Johna Milbanka, Grahama Warda i Catherine Pickstock. Na egzotykę Radykalnej Ortodoksji w naszym kraju wpływa zapewne fakt, że ruch ten powstał i działa w Kościele anglikańskim, z którym zarówno instytucjonalnie, jak i teologicznie polski Kościół nie utrzymywał chyba nigdy bliższych kontaktów.
O co chodzi brytyjskim teologom i filozofom? Skąd to olbrzymie zainteresowanie brytyjskim środowiskiem teologicznym? Co w ogóle oznacza „Radykalna Ortodoksja”? Nazwa ta, przyjęta przez anglikańskich myślicieli, kojarzy się dość ambiwalentnie. Radykalizm jest co prawda cechą szlachetnych umysłów i gorących serc, współczesnemu Europejczykowi kojarzy się jednak z opętańczą ideologią, którą historycznie okazywał się bądź to faszyzm, bądź komunizm, bądź fundamentalizm religijny. Ortodoksja z kolei, choć pobrzmiewa w niej nuta Chestertonowskiego pisarstwa, przywodzi często na myśl religijnych gorliwców, zamkniętych przed współczesnym światem i jego argumentami. Całość daje efekt fundamentalistycznej, religijnej grupki trzymającej się kurczowo przestarzałych dogmatów i wojującej z zepsuciem nowoczesnej cywilizacji poprzez nieugięte głoszenie dawnych nauk moralnych.
W tym przypadku są to jednak skojarzenia mylące. Nie mają nic wspólnego z rzeczywistym obliczem Radykalnej Ortodoksji. Tymczasem na poziomie marketingowej propagandy utrudniają w sposób znaczący zainteresowanie ruchem. Skąd pochodzi więc ta ambiwalentna nazwa i co tak naprawdę oznacza? Conor Cunningham, główny organizator interdyscyplinarnej konferencji What Is Life?, która odbyła się pod koniec czerwca w Krakowie, podczas rozmowy w kuluarach przywołał historię sprzed wielu lat, gdy jako student teologii – trzeciego, po prawie i filozofii, kierunku, do którego studiowania skłonił go los – odbywał w Cambridge tutorial z prof. Johnem Milbankiem. Pierwszą teologiczną książką, jaka wpadła mu wówczas w ręce, był znaleziony gdzieś w antykwariacie Przewodnik po teologii systematycznej. W książce tej Karl Barth został określony jako „radykalny konserwatysta”. Po lekturze Cunningham przyszedł do Milbanka i zaproponował: „nie radykalny konserwatyzm, ale radykalna ortodoksja!”.
Nazwa się przyjęła. Radykalizm w tym przypadku oznacza sięgnięcie do korzeni – etymologicznie istotne jest tutaj łacińskie słowo radix, czyli korzeń. Sięgnięcie do korzeni to zainteresowanie się starożytnym i średniowiecznym dziedzictwem filozofii i Kościoła. Brytyjscy teologowie inspirują się tekstami Platona, neoplatonizmu, Ojców Kościoła, platońsko zabarwionego świętego Tomasza i wielu innych myślicieli, których nowożytność postponowała na rzecz Kartezjusza, Hume’a, Kanta i ich następców. Nowożytność jest głównym adwersarzem, a może nawet wrogiem Milbanka i spółki. W sposób paradoksalny, ale intelektualnie bardzo ciekawy i płodny, Radykalna Ortodoksja sprzymierza się z myślicielami postmodernizmu. Wspólnie atakują oni modernizm. Wytykają mu skłonność do stosowania przemocy, posługiwanie się mechanizmem władzy silniejszego, reifikację rzeczywistości i skrajnie posesywne wobec niej podejście. W postmodernistycznym pluralizmie dyskursów współcześni teologowie widzą szansę dla swojej dyscypliny na zaistnienie we współczesnej debacie.