Opowieść nosi znamiona „miejskiej legendy” i jako taka zwykle bywa przez forowiczki obśmiana, ale to żaden powód, żeby pominąć ją milczeniem. Fakt uporczywego powracania tego wątku (sama przed własnym ślubem usłyszałam tę historię od znajomego) i reakcje, jakie w pierwszym odruchu wywołuje, podpowiadają, by tego tropu nie lekceważyć. Ta śmierć na weselu, do pewnego stopnia przypadkowa, a jednak zawiniona – spowodowana przez rozhulaną gromadę, jest wyrazem lęku przed nieprzewidywalnością weselnego żywiołu. Przyszłe panny młode deklarują, że na podrzucanie nie pozwolą, utwierdzając się w przekonaniu, że jak przyjdzie co do czego, uda im się nad sytuacją zapanować.
Groza związana z weselną przemocą dotyka zresztą nie tylko państwa młodych, ale także gości, którzy – wydawałoby się – znajdują się na obrzeżach zdarzeń. Ich także wciągnie weselny zamęt: niewinne złapanie welonu prowadzić może do erotycznego tańca i pocałunków z tym, kto złapał krawat (nawet jeśli to zupełnie obca osoba), konsekwencją wzięcia udziału w wyścigu po kawałek kiełbasy jest konieczność zjedzenia łupu na oczach wszystkich (oczywiście na czas, nawet jeśli w ferworze walki uczestniczka zawodów omyłkowo porwie ze stołu „pęto pasztetowej”), a zabawa w „zasadzanie balonika” okazuje się mieć następujący przebieg: „dziewczyna trzyma balonika za sobą, na pośladkach, a mężczyzna, oczywiście z rozbiegu, (…) dobrze załadować musi, żeby pękł balon”3. Nie był na weselu ten, komu się wydaje, że udziału w tych rozrywkach można po prostu odmówić…
Dramat
„Wchodząc na scenę tego teatru życia, w którą się przetwarza dom weselny, już każdy z zaproszonych zamyka się w ramki gościa weselnego, staje się typem scenicznym, nie sobą” – stwierdza w inspirującym i przenikliwym opracowaniu z 1929 r. Ze studiów nad obrzędami weselnymi ludu polskiego Cezaria Baudoin de Courtenay-Ehrenkreutz-Jędrzejewiczowa4. Analizuje ona obrzęd weselny jako dramat, w którym swoje role mają: młody i młoda, a po części ich rodzice, rodzina i rodzeństwo. „Grają oni zdarzenie – pisze Jędrzejewiczowa – zdarzenie zachodzące w ich własnym życiu. Inscenizacja tego zaś zdarzenia w obrzędzie weselnym tworzy jakby teatr w teatrze, jakby przedstawienie odbywające się na innej płaszczyźnie”5. Akcja koncentruje się wokół bohaterów dnia – państwa młodych, ale nie znaczy to wcale, że ich działania są decydujące dla rozwoju fabuły: „Są to role kukiełek, wprawianych w ruch przez innych aktorów”6. Ci inni, którzy są rzeczywistym spiritus movens akcji widowiska, to pozostali uczestnicy obrzędu. Reprezentują oni społeczność, która wymaga, by w wyznaczonych momentach młoda para zachowywała się w określony sposób, zgodnie z zasadami sztuki. „Sztuka ta zaś – wyjaśnia dalej etnolożka – jest wynikiem tradycji, wyrastającej na gruncie kształtowania się współżycia ludzi między sobą. Stąd też silniej, niż w jakichkolwiek innych formach dramatycznych, zarysowuje się w strukturze obrzędu weselnego konwencjonalizm, będący rezultatem dziejów kształtowania się instytucji społecznych i podporządkowywanie im jednostek. Dlatego też oblicze indywidualne ludzi żywych, występujących w rolach naczelnych w weselu, znika pod maską schematu tradycyjnego. Dlatego też, pomimo tego że młody, podobnie jak i młoda, wypełniają w obrzędzie swe własne role, nie są oni w nim bardziej sobą, niż np. aktorzy w obrzędach totemicznych, grający role totemów”7.