Bóg jest nieskończonością;
poza Nim, na zewnątrz Niego
nie ma niczego, nie istnieje nic.
(Jürgen Linnewedel, Meister Eckhart Mystik)
.
Na samym początku
kiedy miał stwarzać świat
dał temu spokój sam był światem
(Jerzy Ficowski, Zaocze z tomu Pantareja)
.
Jest to zapewne jeden z najpospolitszych grzechów człowieka religijnego. W sanskrycie istnieje, jak zapewnia nas Raimon Panikkar, słowo na określenie grzechu, które nie oznacza oddzielenia od Boga, lecz redukcję Boga w każdym człowieku, zacieśnienie nieskończoności. Łączy się ono z lękliwością, ciasnotą, strachem. W innym miejscu tak definiowany grzech nazywa autor grzechem przeciwko Ojcu i wyjaśnia, że jest on w swej istocie „zerwaniem z nieskończonością, negacją naszego przebóstwienia, skazaniem na zamknięcie i ograniczenie: piekło”1.
Takie rozumienie grzechu pozwala na głębsze wejrzenie w istotę dzisiejszego kryzysu religii. Niewiele osób religijnych mogłoby o sobie bowiem powiedzieć, że od owej redukcji Boga w sobie zdołało się uchronić.
Do tej nielicznej grupy zdają się należeć mistycy. W ich doświadczeniu jednej i całej boskiej rzeczywistości (pleroma tou Thou) duchowe i materialne stworzenie oraz niezliczone symboliczne korelaty nieba i ziemi (jak ojciec i matka, słońce i księżyc, dzień i noc itd.) stanowią zawsze tylko po dwie uzupełniające się manifestacje jednej boskiej prazasady, która transcenduje zarówno niebo, jak i ziemię, stworzonego ducha, jak i stworzoną materię. W świetle tego całościowego, niedualistycznego, doświadczenia ostatnie człony wspomnianych par symboli jawią się jako tak samo dobre i konieczne, tak samo ważne i wartościowe.
Mielizny dualizmu
Fakt, że mistyka chrześcijańska stała się w ostatnich wiekach chrześcijaństwa specjalnością tylko dla nielicznych, przyczynił się wydatnie do utrwalenia się w nim fałszywych obrazów Boga, którego większość wierzących przedstawia sobie jako postać stojącą – jak trafnie zauważył mnich benedyktyński David S. Rast – tylko o stopień wyżej od św. Mikołaja. Najczęściej wyobrażają Go sobie jako daleką, posadowioną „na krańcach kosmosu” (Mikołaj z Kuzy), oddzieloną od nas przestrzennie istotę – a nie jako obecną rzeczywistość, w której już teraz „żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17, 28).
Nieustanne podkreślanie przez zachodnią teologię transcendentnego wymiaru Boga doprowadziło ostatecznie do usunięcia go z „Drogi Mlecznej bytu” (R. Panikkar) i serca człowieka. Taki wypaczony obraz Stwórcy zdominował wyobraźnię i sposób odczuwania większości nowożytnych chrześcijan.