W nocy z 15 na 16 sierpnia 1943 r. aliancka bomba uderzyła w mediolański klasztor Santa Maria delle Grazie. Zniszczeniu uległy krużganki, a w refektarzu zapadł się dach. Spod gruzów wystawała tylko ściana z Ostatnią Wieczerzą Leonarda da Vinci. Obudowane rusztowaniem i obłożone workami z piaskiem malowidło przetrwało wojnę. Nieomal cudem zachowała się również florencka bazylika Santa Maria Novella. Celem nalotu była przylegająca do niej stacja kolejowa. Nic dziwnego, że dwudziestoczteroletni wykonawca precyzyjnego bombardowania gratulował sobie „dobrej roboty”. Pięćset lat wcześniej jego rówieśnik Masaccio namalował w tym kościele fresk Trójca Święta, który symbolicznie wprowadził w europejskim malarstwie linearną perspektywę. W 1943 r. prezydent Roosevelt obiecał Piusowi XII, że „kościołom i instytucjom religijnym zostaną oszczędzone, w miarę naszych możliwości, zniszczenia, jakie towarzyszą zmaganiom wojennym”. Ale kilka dni później papież ubrudził sobie sutannę na gruzach Bazyliki św. Wawrzyńca za Murami.
W czasie II wojny dzieła sztuki były zakładnikami i niewinnymi ofiarami obu stron: niszczone w nalotach, systematycznie rabowane, bezmyślnie dewastowane przez prymitywnych żołnierzy. Dosyć późno amerykańskie dowództwo zdało sobie sprawę, że takich strat można unikać. W sierpniu 1943 r. powołana została komisja do spraw ochrony i ratowania europejskich zabytków. W swojej poprzedniej książce Robert M. Edsel opisywał działania tej grupy, zwanej potocznie Monuments Men (na jej podstawie powstał film Obrońcy skarbów George’a Clooneya). W nowej pracy skupił się na „kampanii włoskiej”. Opowieść osnuł wokół perypetii dwóch charyzmatycznych „żołnierzy od sztuki”. Odpowiedzialny, sumienny Dean Keller pracował na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Yale. O szczegółach europejskiej misji donosił żonie i synkowi w ilustrowanych listach. Z kolei błyskotliwy, entuzjastyczny Fred Hartt był wybitnym młodym badaczem włoskiego renesansu.
Rachunek zniszczeń
Nieobeznani z żołnierskim losem znawcy sztuki zabezpieczali zabytki przed wrogiem, ale także przed własnymi wojskami. Naloty miały omijać historyczne miejsca: karkołomne zadanie we Włoszech, gdzie nawet wiejskie kościółki kryją XV-wieczne freski. W realiach wojny piękno i wartość historyczna schodzą zresztą na drugi plan. Obrońcy zabytków wieszali „zakazy wstępu”, ale mimo to oddziały kwaterowały w zabytkowych wnętrzach. Szeregowcy nierzadko ulegali pokusie podpisania się na murach czy zabrania „pamiątki”. Takie epizody podsycały tylko wrogą propagandę, która działania obrońców zabytków przedstawiała jako zorganizowane plądrowanie. Jak ogłosiło niemieckie radio 1 października 1943 r.: „Amerykański przewodniczący Komitetu do Spraw Europejskich Zabytków i Skarbów Sztuki, organizacji złożonej ze złodziei i z Żydów, oświadczył dziennikarzom, że amerykańscy żołnierze otrzymują mapy, by mogli łatwo znaleźć dzieła sztuki. Znany gangster został mianowany na przewodniczącego Komitetu”.