27 maja 2014, wtorek
Co rano włączam radiową Dwójkę, by wysłuchać pięciominutowego programu Słowo na dzień. Kiedyś ten sam głos, słuchany dzień po dniu, dzielił się myślami, które rodziły poczucie, że nie jest się samotnym, bo ktoś inny też się zmaga z wyzwaniami rodzącego się dnia. Od pewnego czasu w programie występują wyłącznie duszpasterze – nigdy więc nie wiadomo, czyj głos dotrze do słuchacza. Co więcej, coraz częściej jest to nauczanie według formuły uniwersyteckiej albo kościelnej: analiza perykopy ewangelicznej lub króciutki wykład o tym, co „trzeba i należy”. Nie jest to słowo, które by rodziło poczucie braterstwa – jedno z najcenniejszych w życiu. Na przykład kilka dni temu kaznodzieja zachęcał, by o tak przez nas czczonej Maryi myśleć jak o żywym człowieku, który przeżywał tyle doświadczeń kobiecych i macierzyńskich. Pomyślałam sobie, że gdyby zamiast tego powiedział mi, jak on sam widzi Maryję chodzącą po Betlejem czy Nazarecie, czułabym wdzięczność, że spotykamy się jak dwoje ludzi wierzących. Nawet gdybyśmy żywą Matkę Bożą widzieli różnie. Może wytłumaczyłby mi, jak sobie radzi choćby z takimi pytaniami: dlaczego ewangelista zapisał, że Chrystus zawsze zwraca się do Maryi „niewiasto”, a nie „matko”? Czy rzeczywiście tak było? Myślałam o tym programie cały dzień, pozostając w poczuciu osamotnienia.
29 maja 2014, czwartek
Dlaczego na starość mamy tak dużo pytań? Dlaczego to nie pytania podlegają prawu „coraz mniej”, do niedawna traktowane jako część nabytego doświadczenia? Dlaczego obawy zdają się w tych pytaniach dominować nad nadzieją na odpowiedź, która by uspokajała i nasycała? W chwili gdy to piszę, pojawia się kolejny niepokój: zapowiadana na pogrzeb zmarłego dopiero co twórcy stanu wojennego akcja protestacyjna, której miejscem będzie cmentarz poległych i zmarłych żołnierzy. To jedna ze spraw wnoszących w polskie życie ten rodzaj destrukcji, dla której nie ma wytłumaczenia: urządzanie sądu nad zmarłym, stającym przecież właśnie przed Najwyższym Sędzią. Ilekroć przez ostatnie 25-lecie powracano do nurtu rozliczeniowego, zawierającego oskarżenia i gwałtowną chęć dotkliwego wymierzenia kary, zdumiewała mnie nieobecność pośród rozpatrywanych faktów postaci Jana Pawła II i jego trzech bardzo znaczących spotkań z gen. Wojciechem Jaruzelskim. Wielbiąca „swojego Papieża” katolicka Polska, usiana kilkuset pomnikami świętego, wydaje się ignorować przejmującą naukę płynącą z tamtych spotkań, z których znamy tylko oficjalny tekst przemówienia w Belwederze, kiedy Jan Paweł II przyjmował gościnę w Polsce stanu wojennego. Czy to jest jedyny raz, kiedy pozostajemy w głębokiej sprzeczności między tym, czym się chlubimy, a naszym własnym postępowaniem? Znowu pytanie i niepokój zamiast odpowiedzi.
1 czerwca 2014, niedziela
Jest taka wersja współżycia pokoleń, która uparcie stara się być optymistyczna. XXI w. – na pewno już nie mój, jak kiedyś napisałam – niesie coraz bardziej wyrazisty obraz aż czterech pokoleń, zamiast dotychczasowych trzech, które muszą żyć razem, czując się potrzebnymi, nie tylko tolerowanymi.