Zawodowo zajmuję się planowaniem i budżetowaniem procesów projektowo-wdrożeniowych dla nowych produktów przemysłowych. Moja praca polega na analizie przyjętych na rynku rozwiązań oraz opisywaniu założeń, na jakich mają się opierać nowe przedsięwzięcia inwestycyjne. Istotę tego zajęcia oddaje stwierdzenie Michaela Fleischera: „Nie chodzi o to, by coś zaprojektować. Chodzi o to, by zrozumieć mechanizm tworzenia i używania świata”. To niełatwy proces, przypominający po części zarówno pracę archeologa, jak i futurologa. Jednak gdy już się zakończy, pozwala nam zdystansować się od otaczającej rzeczywistości i zaprojektować dobry produkt lub usługę.
Współczesny świat został zorganizowany w taki sposób, że wmawia się nam konieczność posiadania rozmaitych dóbr, a jednocześnie kieruje się w naszą stronę ofertę z możliwością nieograniczonego zadłużania się. Z jednej strony spożywamy niezdrowe, przetwarzane przemysłowo produkty, a z drugiej – oglądamy i słuchamy reklam chemicznych środków, które uleczą nasze wątroby, żołądki, jelita czy serca. Potrzeba konsumpcji i posiadania została nam tak głęboko wpojona, że za antidotum na jakiekolwiek płynące z niej zagrożenia postrzegamy jedynie możliwość dalszego posiadania. Wskutek tego niemającego końca zapętlenia zaczęły już powstawać zorganizowane ruchy kontestujące skupioną na konsumpcji logikę świata.
Emocje i niska cena
Gdy zastanawiamy się nad tym, dlaczego i jak kupujemy, dochodzimy do rozbieżnych wniosków. Rozum podpowiada, by kupować z namysłem i rozsądnie, na podstawie chłodnej analizy potrzeb i możliwości. Jednak człowiek jest z natury emocjonalny i zdecydowaną większość swoich decyzji podejmuje pod wpływem chwili, kupując nie tylko to, czego potrzebuje, ale również to, co np. zaspokaja jego poczucie snobizmu.
Właśnie o te „emocjonalne chwile” zaciekle walczą agencje marketingowe i reklamowe pracujące dla dużych graczy rynkowych, dostarczających nam różnego rodzaju dóbr oraz kredytów na ich zaspokajanie. Nasze chwilowe emocje warte są dla nich miliardy. Stanowią o ich „być albo nie być” na rynku. Walka o nasze decyzje zakupowe trwa bezustannie. Nawet korzystając z niezwykle promocyjnych cen, nie dostajemy nic za darmo. W takich przypadkach stajemy się raczej nośnikiem informacji marketingowej w procesie projektowania i dystrybucji nowych potrzeb dla kolejnych konsumentów.
Aby posiadać więcej, chcemy kupować tanio. To bardzo logiczne. Stara zasada kupiecka mówi jednak, że jest albo dobrze, albo szybko, albo tanio. Dostawcy dóbr i usług mają więc bardzo trudne zadanie, by zaspokoić nasze sprzeczne oczekiwania. Z perspektywy producentów największe zyski można osiągnąć w sektorze dóbr najtańszych. Tam jest po prostu największy wolumen sprzedaży i najwięcej konsumentów – takich w dodatku, których najłatwiej omamić przekazem reklamowym. W sektorze dóbr średniej i wysokiej jakości konsumentów jest znacznie mniej. Są też oni znacznie bardziej świadomi swoich wyborów. Towary ekskluzywne sprzedają się zaś niezmiernie rzadko i stanowią margines rynku. Projektanci dóbr konsumpcyjnych mają więc za zadanie zaprojektowanie wysokich marż eksploatacyjnych dla niekoniecznie drogich produktów. Sam produkt stał się tylko nośnikiem wypaczonych zasad ekonomii.