Od czasów ostatecznego rozpadu jedności chrześcijańskiego świata Kościoły – nie tylko katolicki – miały problem z uznaniem prawa do wolności praktyk wyznawców innych religii. Aż do czasu rewolucji francuskiej, która dała początek procesowi emancypacji władzy świeckiej w znanej nam dziś postaci. Religia była treścią polityki nie tylko w okresie obowiązywania doktryny cuius regio, eius religio. I choć po okresie wojen religijnych była ona zasadą gwarantującą pokój, to jednak cena tego pokoju – z punktu widzenia jednostki – była wysoka. W roku 1965 pytanie o prawdę i wolność zostało przez Kościół rzymski ostatecznie rozstrzygnięte na korzyść wolności. Deklaracja o wolności religijnej potwierdziła to, co wcześniej stało się obowiązującym paradygmatem prawnym i politycznym: to właśnie wolność osoby ludzkiej jest jej podstawową godnością i źródłem wszelkich praw, w tym prawa dążenia do prawdy, również religijnej, w zgodzie z własnymi przekonaniami. Jak każda wielka zmiana, tak i ta dokonała się najpierw wśród elit. A przecież nawet dziś nie wszystkie elity świata katolickiego rozumieją ją w ten sam sposób. Stare nawyki bywają silniejsze, a pokusa narzucania całemu społeczeństwu obiektywnej prawdy bywa silniejsza od uznania prawa jednostki do wyboru drogi własnych poszukiwań.
Uznanie tez zawartych w deklaracji o wolności religijnej wymagało od Kościoła zmiany ewangelizacyjnych metod i zasad, na których wspierały się relacje z władzą świecką. Dlatego po II Soborze Watykańskim wiele tradycyjnie katolickich państw dokonywało rewizji obowiązujących konkordatów, porzucając ideę państwa wyznaniowego. Naturalnie, te odgórne zmiany zbiegły się w czasie z oddolnymi przemianami społecznymi. Zinstytucjonalizowana religijność, do niedawna w świecie zachodnim jedyna znana forma życia religijnego, przestała wyczerpywać spektrum możliwych postaw. Podobnie jak oświeceniowy podział na wierzących, niewierzących i agnostyków. Bywa, że ktoś jest religijny – co niedzielę bierze udział w mszy św., święci pokarmy i posyła dzieci na lekcje religii – ale nie jest wrażliwy duchowo. Swoje życie przeżywa zamknięty w doczesności. Są także i osoby duchowo wrażliwe, ale całkowicie niereligijne. Z różnych powodów nie chcą lub nie potrafią budować więzi opartych na rytuale, tradycji, wspólnym celebrowaniu słowa. Złożoną mapę możliwych postaw wobec religii kreślimy w styczniowym Temacie Miesiąca.
Pojęcia, za pomocą których opisujemy naszą polską rzeczywistość w wymiarze duchowym i religijnym, nie nadążają za tempem społecznych zmian. Polskiej rzeczywistości z pewnością nie wyczerpują już figura Polaka-katolika, o której pisaliśmy w listopadowym Temacie Miesiąca, i przeciwstawiana jej postawa ciasnego ateistycznego antykatolicyzmu. W Polsce są ludzie środka, którzy coraz słabiej odnajdują się w Kościele straszącym nową „ideologią gender”, ale jednocześnie nieutożsamiający się z agresywnym ateizmem, który metafizyczną wrażliwość uznaje za nienowoczesną. Uznanie tych zmian społecznych i wnikliwe ich zrozumienie może stać się nową szansą dla Kościoła w Polsce. Podobnie jak faktyczne uznanie wolności jako podstawowej zasady życia społecznego, politycznego i religijnego.