fbpx
Andrzej Lis Styczeń 2015

Piszą i są wystawiani. Wprowadzenie

Dziś trudno wyobrazić sobie polski teatr dramatyczny, lalkowy czy alternatywny, który nie grałby rodzimej współczesnej dramaturgii. Co więcej, dość trudno też znaleźć w repertuarach sztuki współczesne pisane kilka czy kilkanaście lat temu. Liczą się przede wszystkim prapremiery. Tworzone przez autorów związanych na stałe z teatrami albo przynajmniej specjalnie u nich zamawiane.

Artykuł z numeru

Wolność od/do religii

Wolność od/do religii

Teatry starają się mieć swoich autorów! A jeśli nie autorów, to przynajmniej dramaturgów, którzy często przynoszą nowe albo przetwarzają stare teksty w taki sposób, aby sprawiały wrażenie prapremierowych. Potrzeba zagrania nowości jest teraz najistotniejsza, ważniejsza nawet od tego, czy to, co się zagra, jest najlepszym z możliwych wyborem. Stan takiej obfitości prapremier obserwujemy mniej więcej od dekady.

Lata przełomu

W pamiętnym 1989 r. nasze teatry grały Ciężkie czasy Michała Bałuckiego, a tylko na nielicznych scenach można było dostrzec, że coś przełomowego się w naszej rzeczywistości dzieje. Wiosną tegoż roku dwa teatry pokazały niedopuszczanego dotąd przez cenzurę Obywatela Pekosiewicza Tadeusza Słobodzianka opowiadającego odkłamaną historię marca 1968. Najpierw spektakl pokazywany był w Teatrze Polskim w Bydgoszczy w reżyserii Andrzeja Marii Marczewskiego, potem miał oficjalnie uznawaną przez autora premierę w Teatrze Jaracza w Łodzi w reżyserii Mikołaja Grabowskiego. Pod koniec roku Krzysztof Zaleski w warszawskim Ateneum pokazał swoją adaptację Małej apokalipsy Tadeusza Konwickiego. Najciekawsza i najwięcej o nas wtedy mówiąca okazała się premiera z początku 1990 r. XVII-wiecznego autora Jędrzeja Kitowicza Opis obyczajów, czyli… jak zwyczajnie wszędzie się miesza złe do dobrego z Teatru STU w Krakowie. Mikołaj Grabowski bowiem niezwykle trafnie rozpoznał nie tylko stare, stereotypowe zachowania, ale także najstarsze, płytko – jak się okazało – skrywane emocje, które w nowej sytuacji, w nowym czasie wybuchły ze zwielokrotnioną energią.

W miesięczniku „Dialog” w tamtym czasie drukowano m.in.: Henryka Bardijewskiego Ostatnią noc radości (1989), Stanisława Bieniasza Biografię (1990), Janusza Głowackiego Fortynbras się upił i Polowanie na karaluchy (obie w 1990, później dość chętnie wystawiane), Ryszarda Marka Grońskiego 1989, wcześniej przez Leszka Kołakowskiego napisanego Fausta (1989), Jana Krzysztofczyka Krzyk (1989) i Podział (1990), Tomasza Łubieńskiego Historię z psem (1989), Piotra Tomaszuka i Tadeusza Słobodzianka Turlajgroszek (1990), dobrze po latach pamiętane ich wspólne przedstawienie.

W sezonie 1989/1990 nasze teatry, nadrabiając stracony czas, pieczołowicie wystawiały sztuki Sławomira Mrożka. W tamtym sezonie pojawiło się ponad 30 tytułów nowszych i starszych jego utworów, jakby w nagrodę za nieobecność spowodowaną decyzjami politycznymi. Zresztą, po latach absencji, Mrożek pojawił się w listopadzie 1987 r. na prapremierze swojego Portretu w Teatrze Polskim w Warszawie, jako gość Kazimierza Dejmka, reżysera tego przedstawienia, i w przerwach długo, systematycznie podpisywał programy i cierpliwie, dyskretnie prowadził powitalne, niekończące się dialogi z widzami. Ale nawet tak intensywna obecność Mrożka nie odmieniła w zasadniczy sposób proporcji dominującej klasyki do nikłej współczesności na naszych scenach.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się