Około 10 lat później swoją książkę na temat wspólnoty wydał Zygmunt Bauman. Polski socjolog, korzystając z innej terminologii, przedstawił ją jako obiekt ambiwalentnych uczuć: tęsknoty za utraconą harmonią i ciepłem domowego ogniska oraz ponowoczesnego lęku przed krępującymi węzłami stałych tożsamości.
Czym jest wspólnota? Gdzie szukać jej we współczesnym świecie? Na ile języki filozofii i socjologii mogą się w opisie tego fenomenu wzbogacać i uzupełniać?
.
Neapol, 1 listopada 2014
Szanowny Panie,
odpowiadając na pytania redakcji i zaproszenie do wspólnego namysłu i dialogu, pozwalam sobie skierować moją odpowiedź bezpośrednio do Pana.
Myślę, że języki filozofii i socjologii są względem siebie nie tylko komplementarne, ale również że ich krytyczne zestawienie wzmacnia analityczne możliwości każdego z nich. Mieliśmy już w tym zakresie istotne świadectwa. Wystarczy wspomnieć o Collège de sociologie, które skupione wokół Georges’a Bataille’a i Rogera Caillois, działało w Paryżu pod koniec lat 30., oraz o pracy wykonanej przez szkołę frankfurcką w Europie i Stanach Zjednoczonych – zwłaszcza przez Adorna, Horkheimera i Marcusego. W obu przypadkach języki filozofii i socjologii (do których można by jeszcze dodać język psychoanalizy) pozwoliły sformułować wyniki o wielkim znaczeniu – nie tylko dzięki ich potencjalnym analogiom, ale także na skutek ich semantycznych różnic. Stwierdziłbym nawet, że w obrębie nauk humanistycznych innowacyjne zmiany paradygmatów dokonywały się wówczas, gdy poszczególne języki wkraczały we wzajemne oddziaływanie, penetrując jeden w obrębie drugiego i uwydatniając wewnętrzne sprzeczności. Można by więc powiedzieć, że wzrost każdej wiedzy zachodzi pod wpływem zewnętrznego nacisku, zmieniającego jej pierwotną tożsamość.
Już ta pierwsza obserwacja zbliża nas do tematu wspólnoty – zagadnienia, którym z jednej strony zajmowali się filozofowie, koncentrując się na kwestiach społecznych, a z drugiej, autorzy tacy jak Pan, którego określenie wyłącznie mianem socjologa jest niepełne, gdyż nie uwzględnia Pana ogromnej wrażliwości filozoficznej. To nie przypadek, że w książce Nowoczesność i Zagłada dochodzi Pan – z innego punktu widzenia i przy wykorzystaniu innej metodologii – do wniosków zbliżonych do tych, które można znaleźć u francuskich i włoskich filozofów, zajmujących się bio- i tanatopolityką. Wyjątkowy jest także tok Pana myślenia, sprowadzający zbrodnie totalitarne do praktyk immunizacyjnych, które stosowane były w takim nadmiarze, że stały się potencjałem śmiercionośnym. Nawet więc jeśli nie posługuje się Pan expressis verbis kategoriami filozoficznymi takimi jak biopolityka czy immunizacja, to w moim odczuciu od dawna pozostaje Pan z nimi w domyślnej relacji.