Wczesny styczniowy wieczór. W starej kamienicy przy ul. Cichej 4 w centrum Lublina trwa siekanie, obieranie i przyprawianie. Warzywa trafiają do wspólnego kotła, a ten na ulicę – to kolejna odsłona Jedzenia Zamiast Bomb, przedsięwzięcia, podczas którego wolontariusze rozdają wegetariańskie lub wegańskie posiłki chętnym, zwłaszcza bezdomnym lub ubogim.
„Już po akcji, możemy rozmawiać. – Michał Wolny (takich jak on nazywa się aktywistami społecznymi) odbiera telefon, w tle słychać będzie przez cały czas dyskusje wybijające się z kawiarnianego gwaru. – Czym jest dla mnie wspólnotowość? Przede wszystkim to działanie, z którego wynika nowa jakość, uzyskiwana dzięki połączeniu różnych sił i perspektyw” – mówi. W mieście znają go jako współorganizatora dwóch alternatywnych miejsc na mapie miasta: Przestrzeni Inicjatyw Twórczych Tektura i jej sukcesora, Autonomicznego Centrum Społecznego Cicha.
„Oba powstały z potrzeby samorealizacji i chęci stworzenia przestrzeni, w której będziemy czuli się jak u siebie i na którą możemy mieć wpływ. Tektura – nieformalny klub zorganizowany w przedwojennej willi przy ul. Wieniawskiej – była dobrowolną inicjatywą kilkunastu osób. Nazwa uosabiała przeciwieństwo sztuczności, plastiku, a również pewną surowość, chropowatość samego otoczenia. Nie funkcjonowaliśmy jako organizacja pozarządowa, tylko kolektyw, grupa, która czuła się odpowiedzialna za miejsce i wspólnie się nim zajmowała. Od początku założenie było takie, że Tektura ma być otwarta i służyć osobom z zewnątrz. Zapraszaliśmy więc wszystkich, którzy chcieli zrealizować tu swoje projekty, oferując im wsparcie”.
Tak ruszyło: oprócz gotowania w ramach Food Not Bombs także warsztaty językowe, inicjatywy lokalnej grupy Amnesty International, Kuchnia Społeczna, warsztaty samby Rytmy Oporu, koncerty zespołów z całego świata, a także dziesięć edycji festiwalu kontrkultury Tekturafest i liczne projekcje filmowe. Kiedy działkę z budynkiem, gdzie działała Tektura, przejął deweloper, członkowie kolektywu zaczęli rozglądać się za nową lokalizacją, w której mogliby kontynuować działalność.
„Zobaczyliśmy ogłoszenie o sprzedaży kamienicy przy ul. Cichej. Właściciel, do którego dotarliśmy, był z początku zaskoczony, ale znał podobne inicjatywy z Włoch i po tygodniowych negocjacjach zgodził się udostępnić nam za darmo budynek do czasu, aż znajdzie nań nabywcę, pod warunkiem że zadbamy o niego i pokryjemy koszty eksploatacji”.
Tak powstało Centrum Autonomiczne Cicha – ni to squat, bo wynajmowane legalnie, a poza tym nie służy do mieszkania, ni klub, bo działa na niekomercyjnych zasadach, a jego twórcy pracują dobrowolnie i nieodpłatnie. Gdyby szukać dla jego działań motta, brzmiałoby: „Zróbmy to razem”, bo wszystko, co tutaj się dzieje, jest efektem pracy kilkudziesięciu bardzo różnych osób (założyciele doliczyli się blisko 70 mniej lub bardziej regularnych pomocników).