fbpx
Marta Zdzieborska Czerwiec 2015

Miłość w dwóch kolorach

Dla Palestyńczyków kolor dowodu osobistego może być przekleństwem lub przepustką do lepszego życia. O niebieskim marzy każdy, zielony uwiera i redukuje świat do Zachodniego Brzegu. Prawdziwe piekło zaczyna się, gdy miłość połączy ludzi z różnymi dowodami.

Artykuł z numeru

Spieniężone życie

Spieniężone życie

Wiedzą coś o tym Abir i Farouk. Ona urodziła się w arabskiej Jerozolimie Wschodniej, on pochodzi z Hebronu położonego na Zachodnim Brzegu (to tereny zarządzane częściowo przez Autonomię Palestyńską i Izrael). Poznali się, gdy Abir studiowała tam fizykę. Farouk wypatrzył ją w cukierni, podszedł, zagadał. Zakochali się i szybko zdecydowali się na ślub. Nie wiedzieli jednak, że tak trudno będzie żyć razem. Choć oboje są Palestyńczykami, pochodzą z dwóch zupełnie różnych światów. Wszystko za sprawą cenzusu przeprowadzonego przez Izrael po wojnie w 1967 r. (w jej wyniku wojska izraelskie rozpoczęły okupację Jerozolimy Wschodniej, Zachodniego Brzegu i Strefy Gazy). Palestyńczycy, którzy znaleźli się w granicach anektowanej Jerozolimy Wschodniej, otrzymali status rezydentów Izraela i tak jak Izraelczycy legitymują się dowodami w niebieskich okładkach. Palestyńczycy przebywający na Zachodnim Brzegu otrzymali dowody w zielonych okładkach. Ci pierwsi mogą swobodnie mieszkać, pracować i uczyć się w Jerozolimie. Ci drudzy, by wjechać do miasta, potrzebują specjalnej przepustki, a o nią niełatwo. „Myśleliśmy, że wszystko zmieni ślub, a legalizacja pobytu Farouka w Izraelu to zwykła formalność. Istnieje przecież polityka łączenia rodzin, która miała ułatwiać integrację Palestyńczyków rozdzielonych przez cenzus w 1967 r. Szybko jednak zrozumieliśmy, że jest odwrotnie” – mówi Abir. Pierwsza negatywna odpowiedź z izraelskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych przyszła po dwóch latach, potem były kolejne. „W końcu przestaliśmy je liczyć” – dodaje kobieta. Podobnie jak tysiące innych par, Abir i Farouk wpadli w błędne koło zaostrzanych przez lata restrykcji, które miały utrudnić Palestyńczykom z Zachodniego Brzegu i Strefy Gazy legalizację pobytu w Izraelu, nawet jeśli ich żona lub mąż legitymowali się niebieskim dowodem. Kilkuetapowa procedura, trwająca średnio dekadę, opiera się na skomplikowanych przepisach, które skazują wiele palestyńskich małżeństw na życie w zawieszeniu. Największy stres wywołuje czekanie na wstępne rozpatrzenie wniosku przez MSW, co może trwać nawet trzy lata. Izraelski wywiad dokładnie sprawdza przeszłość każdej pary. Najdrobniejsza rysa na reputacji małżeństwa może wpłynąć na negatywną decyzję. Szacuje się, że między rokiem 2000 a 2013 odrzucono 43% wniosków o łączenie rodzin. W 20% takich przypadków decyzję motywowano względami bezpieczeństwa.

Abir i jej mężowi udało się przejść przez izraelskie sito dopiero po 17 latach. Przez ten czas Farouk mieszkał w Izraelu nielegalnie. Bez prawa do pracy i opieki zdrowotnej. W strachu, że na każdym kroku może go zatrzymać policyjny patrol. Najtrudniej było, gdy musiał odwiedzić rodziców w Hebronie. Ryzykując życiem, przeskakiwał przez mur oddzielający Izrael od Zachodniego Brzegu. Raz prawie postrzelili go żołnierze, policja kilkakrotnie go deportowała. „Mąż zawsze wracał, pokonując ten sam mur” – wyjaśnia Abir. „Gdy czekają najbliżsi, trzeba walczyć. Przynajmniej przez te lata wyrobiłem sobie kondycję” – dodaje ironicznie Farouk. Razem z żoną leniwie sączy teraz lemoniadę na tarasie modnego hotelu Fundo Al Watani w Jerozolimie Wschodniej. Jeszcze rok temu nie zdecydowałby się na taki wypad. Spacer z rodziną, kolacja w restauracji czy wycieczka do palestyńskiego Ramallah były niespełnionym marzeniem. „Pozwolenie od władz izraelskich zmieniło wszystko. Jeździmy jak szaleni po Zachodnim Brzegu. W końcu możemy normalnie odwiedzić rodzinę męża” – mówi Abir. „No i wreszcie zarabiam jak mężczyzna” – stwierdza Farouk. „Bolało mnie, że żona harowała za dwoje, a ja miałem pojedyncze fuchy – dodaje. – Mogłem tylko dorabiać na czarno, a to groziło deportacją. Tak jak się stało w hotelu, w którym teraz siedzimy. Dwa lata temu złapała mnie policja, gdy pracowałem nielegalnie przy remoncie jednego z pięter. Wywieziono mnie daleko za Betlejem. »Kochanie, deportowali mnie. Nie czekaj z kolacją, bo się spóźnię«, powiedziałem wtedy żonie. Teraz już takich telefonów nie dostaję” – mówi z ulgą Abir.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się