Zbigniew Mikołejko: W historii Kościoła ortodoksja często wykuwała się w konflikcie z herezją. Jest zresztą taki wiersz Piera Paola Pasoliniego, w którym mówi on: „Ortodoksja się lęgnie w łonie buntu”. Herezja jest przy tym zawsze projektem odnowy, skazanym na pewien paradoks. Heretyk głosi zatem: ja nie buduję nowej religii, tylko oczyszczam dotychczasową, dochodzę do prawdy, mam w sobie tej prawdy niezawisłą pewność, ale nie zamierzam niszczyć instytucji, dokonywać schizmy. Po czym oczywiście następuje rozdarcie, odejście i na tym gruncie buduje się Nowa Jerozolima z murami często jeszcze twardszymi niż te, które próbowało się nadkruszyć czy poddać renowacji.
Trzeba też pamiętać, że warunkiem istnienia herezji jest instytucja, instytucja pewnego rodzaju: względnie autorytarna.
Gdy rozluźnia ona swój korpus, gdy staje się, jak Kościół katolicki, coraz bardziej otwarta, wtedy herezja traci na znaczeniu. Pojawia się wtedy inny język – mniej kategoryczny, nieodwołujący się do represji i potępienia. I nawet jeśli pewne rzeczy nie są przez ową instytucję przyjmowane, to dzieje się to w formach łagodniejszych, „rozmytych”. Za tytułowy upadek heretyków odpowiedzialne są oczywiście czasy nowożytne i ponowożytne oraz związana z nimi sekularyzacja. Stąd też dzisiaj głównym problemem chrześcijaństwa, w tym katolicyzmu, nie są problemy dogmatyczne, lecz etyczne – one stanowią centrum obecnych napięć. Czy to oznacza, że nie ma potencjalnych miejsc, które mogłyby stanowić zarzewie dla nowych herezji? Moim zdaniem są, takim miejscem jest np. spór wokół pluralizmu w Kościele, pluralizmu, który neguje jedyność Chrystusa historycznego, a także spór o granice miłosierdzia Bożego, o to, czy piekło będzie ostatecznie puste, czy też nie.
o. Jan Andrzej Kłoczowski: Uważam, że w żadnym wypadku nie można mówić o upadku herezji. Herezja jest współczesną ortodoksją. Kilka przyczyn składa się na taki stan rzeczy. Po pierwsze, krytyka oświeceniowa, racjonalistyczna tradycji religijnych. Po drugie, heretyk to ciągle atrakcyjny typ bohatera romantycznego, dowartościowujący postawę buntu. Po trzecie, postmodernizm i związany z nim kryzys prawdy. W świetle postmodernizmu prawda jawi się jako to, co ma być nieustannie poddawane w wątpliwość, weryfikowane a figurą takiego stosunku do prawdy jest właśnie heretyk. Problem heretycki, jeśli obecnie jest, nie jest problemem tylko kościelnym, ale także cywilizacyjnym.
Cała nasza cywilizacja jest ustawiona w paradygmacie heretyckim.
Problem ortodoksji czy dogmatu jest problemem zdefiniowania tożsamości danej wspólnoty. Moc ortodoksji polega na tym, że jest zdolna do asymilacji herezji po jej odpowiednim przeformułowaniu. Siłą zaś herezji jest opór, jaki stawia jej ortodoksja. Chrześcijaństwo, jeżeli żyje, nie jest zbiorem gotowych formułek, lecz ma w sobie nieustannie odradzające się napięcie w poszukiwaniu drogi do pełniejszego określenia prawdy. Ostra debata teologiczna przygotowuje to, co później krystalizuje się w naukę Kościoła. Tak kształtował się Sobór Watykański II. Dziś teolodzy coraz częściej zajmują się wyłącznie interpretowaniem tekstów i dokumentów Kościoła. Zaś w moim przekonaniu są po to, żeby nieustannie zakreślać nowe horyzonty myślenia, żeby wytrącać je z utartych i często jałowych już torów.