Po wprowadzeniu stanu wojennego władze zawiesiły swą zgodę na dalsze wydawanie „Znaku” (to dotyczyło zresztą wszystkich ukazujących się w PRL tygodników i miesięczników), ale nie zamknęły redakcji. Codziennie więc, tak jak dawniej, przychodziło się na Sienną – po prostu: żeby się ze sobą spotkać, żeby pogadać. Nikt nie wiedział, co przyniesie przyszłość.
Bohdan Cywiński był redaktorem naczelnym „Znaku” niedługo, zaledwie cztery lata. A zrezygnował z dalszego pełnienia tej funkcji w okolicznościach dość dramatycznych.
Wiosną 1977 roku działacze opozycji demokratycznej zwrócili się doń z prośbą o pomoc w zorganizowaniu (w kościele!) głodówki w obronie uwięzionych robotników z Radomia i Ursusa. Cywiński bardzo się tym przejął – i osobiście zaangażował. W rezultacie nie tylko pomógł ów protest zorganizować (znalazł odpowiedni kościół, uzyskał błogosławieństwo prymasa Wyszyńskiego etc.), ale i sam wziął w nim udział. Jednak nie skonsultował tego z kolegami ze Społecznego Instytutu Wydawniczego Znak, którego był pracownikiem.
Rzecz wydawała mu się oczywista i bezdyskusyjna, chodziło przecież o obronę praw człowieka – w Krakowie (który przeżywał właśnie śmierć studenta-opozycjonisty Stanisława Pyjasa) wzbudziła jednak spore emocje. Duża część środowiska zarzuciła Cywińskiemu nielojalność i brak roztropności. Dobrze pamiętano podpis Jerzego Turowicza pod „Listem 34” w obronie wolności słowa (1964 r.) – i reakcję władz, które z tego właśnie powodu poważnie ograniczyły wówczas nakład „Tygodnika Powszechnego”. Obawiano się, że historia może się powtórzyć: że udział redaktora naczelnego „Znaku” w tak jawnym proteście negatywnie odbije się na c a ł y m wydawnictwie. Sam Turowicz nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. Zresztą nie tylko on. Zdaniem ks. Józefa Tischnera na przykład, Bohdan Cywiński pakował ich wszystkich w kłopoty, „zaczynając grę na innym fortepianie”. Bo przecież – mówił po latach Tischner – „Znak” istniał legalnie i „ciągnął robotę strategiczną, intelektualną, formacyjną”, a tymczasem Cywiński, „przyłączając się do głodówki, zamienił intelektualne armaty na polityczny rewolwer”.
Trzeba było zająć w tej sprawie jakieś stanowisko. U Jacka Woźniakowskiego odbyło się więc zebranie z udziałem środowiskowych VIP-ów (poza Bohdanem Cywińskim nie zaproszono na nie nikogo z ówczesnej redakcji miesięcznika; nie było tam także Hanny Malewskiej). Od dotychczasowego redaktora naczelnego „Znaku” zażądano, żeby w przyszłości nie angażował się w tego rodzaju działalność bez zgody władz Społecznego Instytutu Wydawniczego. Dla większości uczestników tego spotkania to był waruneksine qua non dalszej współpracy z Cywińskim jako naczelnym – dla niego to była kwestia sumienia. Odmówił, zdając sobie sprawę, że składa w ten sposób dymisję. Ze względów czysto formalnych, jak podejrzewam, jego rezygnacja została jeszcze poddana pod głosowanie. Przyjęto ją stosunkiem głosów sześć do jednego.
Tymczasem głodówka w warszawskim kościele Świętego Marcina jakoś „rozeszła się po kościach”: represje nie dotknęły żadnego z jej uczestników. W tej sytuacji – ironizował Adam Michnik – „jedyną represją będzie dymisja Cywińskiego”. Rzeczywiście, to wyglądało fatalnie i kierownictwo SIW Znak zdawało sobie z tego sprawę. Rozstanie przeprowadzono zatem „na miękko” – Bohdan Cywiński figurował w stopce jako naczelny do końca roku 1977, a i potem (do 1983 roku) pozostawiono go w redakcji, choć zajmował się już czymś zupełnie innym.
Warto spojrzeć na tę sprawę bez emocji – i dostrzec całe jej skomplikowanie i dramatyzm. Być redaktorem naczelnym i jawnym opozycjonistą – to jeszcze wtedy, wiosną roku 1977, nie mieściło się w głowie. Udział Cywińskiego w głodówce (a także pełnienie funkcji rzecznika głodujących przez redaktora naczelnego „Więzi” Tadeusza Mazowieckiego) oznaczał przekroczenie jakiegoś Rubikonu – przyznawał Adam Michnik. Dzięki temu doświadczeniu już wkrótce ludzie ze środowiska Znaku otwarcie zaangażują się w działalność opozycyjną – i nikt nie będzie miał im tego za złe. A okazji pojawi się sporo. Choćby Towarzystwo Kursów Naukowych, czyli Latający Uniwersytet, do którego narodzin przyczynił się zresztą Bohdan Cywiński (TKN organizowało wykłady z szeroko pojętej humanistyki; odbywały się one w prywatnych mieszkaniach). Przystąpili doń także byli redaktorzy miesięcznika „Znak”: Hanna Malewska i Jacek Woźniakowski.
Rezygnacja Cywińskiego oznaczała konieczność znalezienia jego następcy. Spośród różnych kandydatur wybór padł na Stefana Wilkanowicza, prezesa krakowskiego KIK-u (który był już kiedyś redaktorem „Znaku”), człowieka, który rozkręcał właśnie „akcję kasetkową”. Chodziło o nagrywanie ciekawych wykładów, dyskusji, katechez na kasety magnetofonowe i ich kolportaż za pośrednictwem parafii. Jednak Opatrzność miała wobec niego inne plany. Oficjalnie Wilkanowicz w roli naczelnego zadebiutował w styczniu 1978 roku – i pełnił tę funkcję przez następne szesnaście lat.
Najważniejsze wydarzenia czwartej już „Znakowej” dekady to, bez wątpienia, wybór krakowskiego biskupa Karola Wojtyły, ich przyjaciela i bliskiego współpracownika, na papieża oraz doświadczenie „Solidarności”.
Dziś, w rok po śmierci Jana Pawła II, nie sposób bez przejęcia czytać medytacje, którymi redaktorzy „Znaku” witali jego pontyfikat. Bo są to teksty w jakimś sensie profetyczne.
„Wchodzimy w nowy okres życia Kościoła. Jeżeli nawet trochę rozumiemy, co się stało, to konsekwencje tego wydarzenia są trudne, wprost niemożliwe do ogarnięcia” (Stefan Wilkanowicz).
„Fakt, który zaczął się stawać 16 października 1978 roku, przeorał dusze narodu, tu i tam stwardniałą, tu i tam zamieniającą się już w ugór. Wyprowadził ją z szarzyzny na otwartą przestrzeń, gdzie w miłości czyni się prawdę, gdzie człowiek ma odwagę być sprawiedliwym” (Stanisław Grygiel).
„Musimy okazać się godną Ojczyzną Papieża. Dobrą Ojczyzną, która daje wsparcie modlitwy, zaufania, ofiarności.
Musimy być także gotowi współcierpieć, we wszystkim na co dzień towarzyszyć. (…) To jest nasze powołanie, które można przyjąć tylko z drżeniem” (Halina Bortnowska).
Te słowa „Znak” kierował również do siebie – i próbował Ojcu Świętemu „na co dzień towarzyszyć”. Publikowano zatem niektóre jego teksty (w latach: 1979, 1983 i 1987 wydano numery zawierające dokumentację pielgrzymek Jana Pawła II do Polski), analizowano najważniejsze dokumenty, a po pielgrzymce A.D. 1983 ogłoszono wśród czytelników ankietę: „Moja odpowiedź na słowa Papieża”.
Sporo powiedziano już na temat tego, jak pontyfikat Jana Pawła II odmienił Kościół, świat i Polskę. Warto pamiętać, że wpłynął on również na „Znak” – zwłaszcza na biografie jego ówczesnych redaktorów. I tak: Stanisław Grygiel niebawem wyjechał na stałe do Rzymu – zakładał tam Polski Instytut Kultury Chrześcijańskiej, a potem objął katedrę filozofii człowieka na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim, Halina Bortnowska została konsultorką watykańskiego Sekretariatu ds. Jedności Chrześcijan, Stefan Wilkanowicz zaś – członkiem Papieskiej Rady ds. Świeckich. Ten ostatni w roku 1979 otrzymał z rąk Papieża Order Świętego Sylwestra.
Jan Paweł II przez długie lata zachowywał zwyczaj regularnego czytania – lub przynajmniej przeglądania – „Znaku”. A ilekroć ktoś z tzw. starej redakcji miesięcznika albo „Tygodnika Powszechnego” przebywał w Rzymie, wiedział, że powinien się zameldować ks. Dziwiszowi – zwykle kończyło się to zaproszeniem na nieformalne spotkanie z Ojcem Świętym. Były jednak również okazje bardziej oficjalne: w czerwcu 1979 roku w Krakowie, w trakcie wizyty w Polsce, Papież przyjął pracowników „Tygodnika Powszechnego”, „Więzi” i „Znaku”, a wiosną 1986 roku spotkał się z redaktorami i współpracownikami miesięcznika „Znak”, którzy przybyli do Rzymu, by właśnie tutaj świętować jubileusz 40-lecia istnienia pisma.
Drugą wielką przygodą, w którą zaangażowali się ludzie miesięcznika, była „Solidarność”. A oto niektóre fakty: w niewielkim zespole ekspertów Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 roku obok Tadeusza Mazowieckiego i Bronisława Geremka znalazł się między innymi Bohdan Cywiński; krakowski KIK i sąsiadująca z nim redakcja „Znaku” czynnie uczestniczyli w zakładaniu NSZZ „Solidarność” na terenie Małopolski (chodziło zwłaszcza o poradnictwo prawne); doradcą „Solidarności” w Hucie im. Lenina była Halina Bortnowska, obecna w kombinacie w czasie pacyfikacji strajku przez ZOMO po 13 grudnia 1981 roku i z tego powodu aresztowana – zwolniono ją dopiero po interwencji kardynała Macharskiego; Cywiński (notabene: zastępca redaktora naczelnego Tygodnika „Solidarność”), którego stan wojenny zaskoczył za granicą, okazał się jednym z najważniejszych działaczy związkowych na emigracji – to właśnie on na prośbę Lecha Wałęsy odbierał pokojową Nagrodę Nobla.
Porozumienia Sierpniowe „Znak” powitał odredakcyjnym wstępniakiem: „…społeczeństwo polskie wyruszyło w drogę. Towarzyszy mu nadzieja obejmująca wartości nienotowane na giełdach: sprawiedliwość, prawdę, wolność i solidarność. Splatają się one ze sobą i wzajemnie warunkują”. I dalej: „Uczymy się nowej nadziei, nie czekając na nową rzeczywistość, ale ją tworząc”.
Odejście Bohdana Cywińskiego i Stanisława Grygiela oraz społeczne zaangażowanie Haliny Bortnowskiej (która, co warto pamiętać, działała też w ruchu hospicyjnym) oznaczało konieczność odnowienia składu osobowego miesięcznika. Do pracy przyjęto zatem Henryka Woźniakowskiego (syna Jacka), który został niebawem sekretarzem redakcji, a już w połowie lat 80. – zastępcą redaktora naczelnego, oraz Tomasza Fiałkowskiego, który przejął obowiązki sekretarza redakcji w roku 1984. Czytając stopkę redakcyjną, można jeszcze zauważyć zniknięcie w połowie lat 80. Haliny Bortnowskiej (wyprowadziła się z Krakowa do Warszawy). Ci, co odeszli, wchodzili do zespołu – ciała czysto symbolicznego, będącego czymś w rodzaju „Znakowego” „panteonu” (poza założycielami miesięcznika i jego byłymi redaktorami w pewnym momencie znalazł się tam również Marek Skwarnicki). Niestety, ze względów politycznych (emigracja i zaangażowanie w działalność opozycyjną, a zwłaszcza nieprawidziwa – jak się później okazało – informacja o podjęciu przezeń pracy w Radiu Wolna Europa) w roku 1983 nie tylko z redakcji, ale i z zespołu musiano usunąć Bohdana Cywińskiego.
Jednakże stopka nie zawsze wiernie odzwierciedlała rzeczywistość. Bo przecież były w redakcji osoby, które z różnych względów nigdy się tam nie znalazły*. W tym – czwartym już – dziesięcioleciu rotacja pracowników miesięcznika była dość duża: Irena Felska (sekretarka) i Tomasz Schoen, związani ze Studenckim Komitetem Solidarności, dalej: Anna Witalis i Krystyna Herzig, a po wprowadzeniu stanu wojennego trzej działacze opozycyjni z Warszawy: Jan Grosfeld, Damian Kalbarczyk i Krzysztof Śliwiński, który przygotowywał dla „Znaku” przegląd prasy krajowej i zagranicznej. Warto też wiedzieć, że adiustacją tekstów zajmował się poeta Adam Zagajewski, mający wówczas trudności ze znalezieniem stałego zatrudnienia (był bowiem sygnatariuszem kilku listów protestacyjnych do władz i członkiem wspomnianego TKN), a po nim Piotr Błoński (syn Jana). Po odejściu Marii Michałowskiej i wyjeździe do Belgii Inki Felskiej w sekretariacie na dobre zadomowiła się Maria Pajor (po ślubie nosząca nazwisko: Makuch).
Do redakcji wchodziło się bezpośrednio z klatki schodowej, przez podwójne drzwi i przechodni pokój, zawalony książkami, kartonami i stosami zakurzonych tekturowych teczek. To właśnie był sekretariat – królestwo Franciszka Blajdy, Marii Makuchowej i… jej psa, dalmatyńczyka, który wabił się Kadot. Na środku stało ogromne biurko (rzecz jasna, pełne papierów) z maszyną do pisania i telefonem, a pod ścianą zniszczona, poplamiona kawą wersalka, na której – po przełożeniu na podłogę leżących na niej maszynopisów – sadzano gości. Był też „kącik czystości”: emaliowany dzban, miednica i wiadro na brudną wodę. Toaleta, oczywiście nieogrzewana, znajdowała się na zewnątrz. Korzystanie z niej musiało być ogromnym przeżyciem dla cudzoziemców, którzy – zwłaszcza po wyborze Papieża i w stanie wojennym – masowo odwiedzali redakcję „Znaku”. Kiedyś pojawiła się tu nawet francuska aktorka Simone Signoret.
„Znak”, Klub Inteligencji Katolickiej i Liga Obrony Przyrody mieściły się na pierwszym piętrze kamienicy przy ulicy Siennej 5. Na parterze znajdował się Komitet Pomocy Postpenitencjarnej, często zamknięty. Interesanci wdrapywali się więc na piętro i wchodzili do najbliższego otwartego pomieszczenia – to znaczy do redakcji. Na brak gości nie można więc było narzekać. 1 I tak było zawsze. Na przykład w latach 50. z redakcją miesięcznika ściśle współpracowały Barbara i Emilia Bielickie, a w połowie lat 70. bardzo krótko pracował tu Juliusz Zychowicz.
Faktycznie, przychodziło tu mnóstwo ludzi. Wiadomo było – wspomina ks. Michał Heller – że o godzinie 12 w południe w „Znaku” zawsze można spotkać kogoś bardzo interesującego, kto akurat opowiada, nad czym pracuje, czym żyje. Te krótkie wizyty zamieniały się często w interdyscyplinarne debaty, niesłychanie inspirujące dla ich uczestników. Zwłaszcza dla redaktorów, którzy dzięki nim mieli pomysł na kolejny numer!
Księża Heller, Kłoczowski, Tischner, Życiński bywali na Siennej tak często, że traktowano ich jak „swoich”. „Swój” był także młody krakowski filozof Mirosław Dzielski i ukrainista Włodzimierz Mokry. Jeśli zaś chodzi o gości – takich „prawdziwych”, spoza Krakowa – Maria Makuch szczególnie zapamiętała wizyty Zbigniewa Podgórca, Adama Michnika i Janusza Szpotańskiego. Regularnie bywał tu również Stanisław Cichowicz, filozof i tłumacz.
Po wprowadzeniu stanu wojennego władze zawiesiły swą zgodę na dalsze wydawanie „Znaku” (to dotyczyło zresztą wszystkich ukazujących się w PRL tygodników i miesięczników), ale nie zamknęły redakcji. Codziennie więc, tak jak dawniej, przychodziło się na Sienną – po prostu: żeby się ze sobą spotkać, żeby pogadać. Potem szło się do „Tygodnika”, na Wiślną, i do Hanny Malewskiej, na plac Axentowicza. Nikt nie wiedział, co przyniesie przyszłość. Taki stan rzeczy trwał do marca ’82, kiedy to – bez żadnych warunków wstępnych – „odwieszono” „Znak”. Koncesja zezwalała na druk 15 tysięcy egzemplarzy. To oznaczało akceptację wysokości nakładu, jaką udało się wynegocjować w połowie roku 1981, na fali odnowy (wcześniej miesięcznik ukazywał się w nakładzie „zaledwie” 7-tysięcznym).
W numerach z tego czasu nie sposób znaleźć jakiejkolwiek aluzji do bieżącej sytuacji społecznej-politycznej (redakcji udawało się jednak zamieszczać teksty autorów internowanych: na przykład w styczniu 1983 r. ukazał się esej Bronisława Geremka, pisany w obozie w Jaworzu). Winę za to ponosi zapewne Urząd Kontroli Prasy (w numerze 336 na przykład wykreślono fragment Psalmu pielgrzymów nowohuckich: „Dla tych uwięzionych, którzy z nami iść nie mogą, wołamy o wolność i zmiłowanie”) i autocenzura (w numerze zawierającym papieskie encykliki społeczne, redakcja świadomie pominęła encyklikę Piusa XI Divini Redemptoris – „O bezbożnym komunizmie”), ale także niewiarygodnie długi czas produkcji miesięcznika. Na przykład zeszyt z lipca ’81 oddano do drukarni już 24 kwietnia tego roku, a druk ukończono w listopadzie (numer ten, noszący tytuł: O wolności, był ostatnim wydanym przed ogłoszeniem stanu wojennego; władze nie dopuściły go już do ogólnopolskiej sieci kolportażu). Z kolei numer sierpniowy złożono 16 czerwca 1981, a wydrukowano w marcu 1982. Kiedy redakcji rzeczywiście zależało na jakichś aktualnościach (np. wybór Papieża, powstanie „Solidarności”, śmierć ks. Popiełuszki etc.), rozwiązywano ów problem za pomocą specjalnej wklejki, w ostatniej chwili dołączanej do numeru.
Wspomniany tu numer „o wolności” zasługuje na szczególną uwagę. W ówczesnej sytuacji – mówi Tomasz Fiałkowski – „to było nasze credo”. I prawdziwa wizytówka pisma – zarówno ze względu na temat, jak i autorów. W numerze tym – dedykowanym zresztą Hannie Malewskiej z okazji jej 70-lecia – pisali bowiem między innymi: Izydora Dąmbska, Emanuel Rostworowski, Henryk Wereszycki, Jerzy Jedlicki, Stefan Kisielewski… Ponieważ redakcja po 13 grudnia nie miała zgody na rozpowszechnianie tego zeszytu, groźba zmielenia całego nakładu była wówczas bardzo realna. Uratował ich kard. Macharski, który uznał ten numer „Znaku” za „publikację wewnątrzkościelną”.
27 marca 1983 roku zmarła Hanna Malewska. Redakcja miesięcznika pożegnała ją notą krótką, ale bardzo zobowiązującą:
„Straciliśmy jej obecność (…). Zachowujemy mądrość i wierność. (…) Tę mądrość chcemy na nowo odczytywać i przybliżać wszystkim, którzy nie lękając się trudności, szukają dziś pewnej drogi.”
Jubileusz 40-lecia redakcja „Znaku” obchodziła w Rzymie. Z tej okazji w Wiecznym Mieście odbyło się sympozjum poświęcone teologii wyzwolenia oraz dialogowi kultur i jedności Europy. W obradach uczestniczyli między innymi kardynałowie Joseph Ratzinger i Paul Poupard z Papieskiej Rady ds. Kultury. Punktem kulminacyjnym jubileuszu było spotkanie z Janem Pawłem II. Ojciec Święty mówił o związkach pomiędzy wiarą i kulturą. Redaktorzy „Znaku” usłyszeli, że są potrzebni Kościołowi! „Kościół stale potrzebuje tego apostolatu myśli: to dzięki niemu dokonuje się ewangelizacja intelektualistów, ale i społeczności chrześcijańskiej, która uczestniczy w kulturze”. Audiencję zakończyła prośba Biskupa Rzymu, żeby „Znak” kontynuował dzieło, do którego został powołany: „ewangelizację umysłów, budowanie królestwa Bożego, cywilizacji prawdy i miłości”.
*
Pomimo trudności miesięcznik „Znak” starał się zachowywać wierność własnej tradycji: był zatem „oknem na świat”, formował, uczył wewnętrznej wolności… Czasem pełnił rolę światełka zapalonego w ciemnościach. Przewodnika, bez którego trudno się obejść.
W tej dekadzie redakcji udało się opublikować kilka bardzo ważnych – i cieszących się dużym zainteresowaniem – zeszytów monograficznych, takich jak: Granice kompromisu, Drogi niepodległości, Czego nauczyliśmy się od naszych dzieci? czy numer o Dostojewskim. Jednakże dziś najważniejsze wydaje mi się poszerzenie perspektyw – zwrócenie uwagi na „innego”, który żyje wśród nas. Wpłynęło na to zapewne nauczanie Jana Pawła i namysł nad ideą solidarności.
Wiosną 1983 roku, w 40. rocznicę powstania w getcie warszawskim, ukazał się numer „żydowski” – jeden z pierwszych głosów, które uświadomiły polskim katolikom konieczność rachunku sumienia i odbudowania pamięci o nieistniejącym już świecie polskich Żydów. Przygotowywano również zeszyt ukraiński – niestety, cenzura udaremniła jego wydanie, a redakcję oskarżono o przyjęcie „linii programowej, która pozostaje w rażącej sprzeczności z zasadami działania prasy” i zagrożono cofnięciem koncesji. Teksty, których wówczas nie skonfiskowano, ukazały się w końcu – rozproszone w kilku numerach z lat 80. Te zatrzymane przez cenzurę również dotarły do czytelników – dzięki wydawnictwom niezależnym. „Pozytywne reakcje środowisk ukraińskich – pisał kilka lat później Tomasz Fiałkowski – stanowiły dowód, jak bardzo taka inicjatywa była potrzebna”.
*) I tak było zawsze. Na przykład w latach 50. z redakcją miesięcznika ściśle współpracowały Barbara i Emilia Bielickie, a w połowie lat 70. bardzo krótko pracował tu Juliusz Zychowicz.
JANUSZ PONIEWIERSKI, ur. 1958, członek redakcji „Znaku”, autor książek Pontyfikat. 1978–2005 (III wyd. 2005) i Kwiatki Jana Pawła II (2002).