Ten splot stanowi dla niej jedynie punkt wyjścia. Reporterka chce wydobyć Wilczyńską z wielkiego cienia najbardziej znanego polskiego pedagoga i przywrócić jej należne miejsce wśród działaczek społecznych. „Henryk Goldszmit odebrał już zasłużone honory, dajmy teraz przemówić Stefanii” – powie Kicińska.
Niewielu wcześniej o niej słyszało, a to przecież zasłużona „wychowawczyni, pedagog, bliska współpracownica Janusza Korczaka”, absolwentka nauk przyrodniczych na belgijskim Uniwersytecie w Liege, pracowniczka w „zaniedbanym przytułku dla żydowskich sierot”.
Szlomo Nadel – jeden z ostatnich żyjących wychowanków Wilczyńskiej i Korczaka – wspomina: „Kiedy odchodziłem z Domu, oboje powtarzali: »nie zapominajcie o tym, co tu«. Nigdy potem nie miałem już w życiu tak dobrze. Swoim dzieciom dałem mniej”. Wilczyńska „swoim dzieciom” dała wszystko. Jednak w reportażu próżno szukać jej nieskazitelnego obrazu. Przecież „żyła tak, jakby jej nigdy nie było”, była zdyscyplinowana, skoncentrowana na pracy. Po prostu zwolenniczka użyteczności – „wszystko ma być po coś”.
Opowieść Kicińskiej ukazuje kobietę, która uczyniła pracę treścią swojego istnienia. Jej życie to esencja czynnego feminizmu, który przez dzisiejsze skrajnie katolickie środowiska uparcie łączony jest z takimi „wartościami” jak egoizm czy hedonizm. Życie Pani Stefy wymyka się jednak tak prostym podziałom.
_
Magdalena Kicińska
Pani Stefa
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015, s. 272