Rok temu z moją koleżanką Ulą Jabłońską pytałyśmy Polki z całego kraju, jakie są ich problemy, o czym marzą i co myślą o feminizmie. Okazało się, że większość z nich – niezależnie od wieku czy miejsca zamieszkania – docenia i rozumie postulaty feminizmu: chce mieć prawo do decydowania o własnym ciele, adekwatne do wykonanej pracy wynagrodzenie, czuć się bezpieczna od przemocy fizycznej i symbolicznej. Większość z nich, za żadne skarby, nie umiałaby jednak przyznać: „Tak, jestem feministką”. Jakby to zdanie było zaklęciem, które rzuca zły czar, przepustką do niebezpiecznej sekty.
I kiedy, bez używania tego terminu, niemalże każda kobieta wyszczególnia jako istotne dla siebie kolejne feministyczne dążenia, to wraz z tym pojęciem nieustępliwie pojawiają się stereotypy. Powiesz, że jesteś feministką, i od razu wszyscy na pewno uznają, że nienawidzisz mężczyzn, przyjmujesz postawę roszczeniową, nie wyszło ci w miłości albo się źle prowadzisz. Feminizm bywa postrzegany jako radykalny, histeryczny, nieładny. Wreszcie – niepotrzebny w dzisiejszym świecie.
Kobiety, które spotkałyśmy na naszej drodze, swoimi opowieściami pokazywały nam, że jest wręcz przeciwnie – wciąż potrzebujemy feminizmu. Bały się jednak tego słowa – jakby miało ono, zamiast dodać, odebrać siłę ich argumentom.
Studentki z Duke University za słuszną uznały strategię przeciwną. Założyły stronę internetową „Who needs feminism”, na której każdy może wypowiedzieć się, dlaczego potrzebuje feminizmu. Odpowiedzi są różne: bo nie życzę sobie, żeby rodzina decydowała za mnie, bo nie chcę czuć, że muszę w pracy starać się bardziej niż mój kolega, bo nie chcę tłumaczyć się ze swoich męskich hobby. Autorki strony podkreślają, że nie ma jednej definicji feminizmu. I dobrze. Bo feminizm to wolność wypowiadania się dla każdej kobiety czy też szerzej: kogokolwiek, kto czuje się zagłuszany przez patriarchat.
Używanie słowa „feminizm” oznacza borykanie się z uprzedzeniami, które wokół niego narosły. Stereotypizowanie feministycznych starań jest jednym z najczęstszych sposobów zagłuszania ich przekazu. Kilka stereotypów pojawia się szczególnie często, od lat, i, niestety, pewnie będzie się pojawiać także w przyszłości.
Feminizm opracował jednak skuteczne taktyki radzenia sobie ze strategiami tych prześladowań. Jak pisał Michael DeCerteau w Praktykach życia codziennego – strategie mogą być poważne, totalitarne i zorganizowane, ale za to taktyki są oddolne, partyzanckie i zwyczajnie cwane. Strategie najczęściej stosowane są przez sprawujących władzę. Tych, którzy – jak pisał z kolei Michel Foucault – chcą nas ujarzmiać, kształtować nasze „ja” tak, aby pasowało do różnych społecznych „foremek”. Strategiami chcą nas sobie porządkować instytucje edukacyjne, penitencjarne, urzędy, szpitale, parlament, Kościół. Wobec ich „formatowania” możemy stosować taktyki uniku lub przechwytywania – czyli subwersji. Niczym miejska guerilla, która przejmuje broń wroga i chowa się w bramie, żeby zaatakować w odpowiednim momencie. Bronią wymierzoną w feminizm są stereotypy na jego temat. Oto kilka przykładów i skutecznego przejęcia, i mierzenia w tych, którzy chwycili za broń.