Muzea w Polsce są otwierane tak często jak nigdy wcześniej. W 2015 r. rozpoczęło działalność już blisko 12. Piszę „blisko”, bo w Polsce nadal nie wiadomo, które miejsce można nazwać muzeum, a które już nie. Jesteśmy jednym z niewielu krajów Europy i świata, gdzie nie ma formalnej, ustawowej definicji muzeum. Coś w formie widma definicyjnego krąży i straszy po polskich muzeach jako kategoria wypracowana przez Międzynarodową Radę Muzeów (International Council of Museums, ICOM), ale to raczej pewien poziom aspiracji do definicji niż twarda i jednoznaczna litera prawa.
Buduje się wiele, ale śmiem twierdzić, że to tylko pozornie jasny punkt w pejzażu rodzimego muzealnictwa. Przede wszystkim nadrabiamy zaległości całych dekad. Nadal średnia liczba osób przypadających na jedno muzeum (54 tys. osób w 2010 r.) jest w wielu regionach dużo wyższa. To oznacza, że mamy za mało muzeów. Inną kwestią jest to, jakich placówek brakuje i czy te, które istnieją, wychodzą naprzeciw społecznemu zapotrzebowaniu.
Architektura polskich muzeów w wybranych elementach projektowania lokuje się na absolutnych peryferiach tego, czym żyje światowe muzealnictwo. Nie podejmuje się problemu tzw. zielonych czy ekomuzeów. W obu tych przypadkach chodzi o obniżanie stałych kosztów funkcjonowania infrastruktury muzealnej. Korzystania (jako metody projektowej) z systemów, które (jak klimatyzacja) choć niezbędne w pracy muzeów, generują wysokie lub bardzo wysokie obciążenia.
Nasze muzea raczej z przymusu niż świadomie stosują klimatyzację grawitacyjną. Nie ma mowy o pasywnym strefowaniu temperatury magazynów muzealnych m.in. przez zindywidualizowane projektowanie grubości ścian, kąta ich nachylenia, uwzględniania ekspozycji światła słonecznego w cyklu rocznym czy po prostu liczby otworów okiennych. Jeśli zresztą mowa o kosztach, nie znam w Polsce muzeum, które prowadziłoby świadomą (usankcjonowaną wydzielonym stanowiskiem pracy) politykę kosztowego zarządzania muzeum (facility management). Polityka finansowa tych placówek to jeszcze inna kwestia, ale na poziomie infrastruktury jest rozwiązywana przez ręczne regulowanie poziomu dotacji, a nie świadome i celowe obniżanie kosztów.
Gdy pojawiają się inicjatywy wykorzystywania rozwiązań alternatywnych w projektowaniu muzeów, jak np. ekologicznych systemów zasilania w energię elektryczną lub cieplną, to najczęściej nie znajdują w ogóle zrozumienia. Tak było w nowo otwartym Muzeum Śląskim (inauguracja w 2015 r.), gdzie plany wykorzystania w systemie grzewczym muzeum pokopalnianych wód geotermalnych zostały zarzucone. Uznano, pomimo blisko milionowych nakładów na analizę termicznych właściwości tych wód i sporządzonej dokumentacji, że to rozwiązanie jest zbyt ryzykowne. Dzisiaj ten sam organizator muzeum ubolewa, że koszty utrzymania placówki są bardzo wysokie. Można przypuszczać, że będą rosły z każdym rokiem.