Ta dwoista natura nie tylko w Polsce, ale w całej jego historii (jest to zresztą natura wszystkich instytucji religijnych, bez względu na denominację czy wyznanie, z której możliwymi negatywnymi skutkami każda instytucja religijna musi się mierzyć) prowadziła w przeszłości i prowadzi dzisiaj do pewnej zależności ideowego profilu polskiego Kościoła od świeckiego, także politycznego, kontekstu i układu sił.
W latach 90. ubiegłego wieku Kościół w Polsce był nieco bardziej przechylony w stronę dominujących wówczas w świeckiej przestrzeni politycznej i ideowej sił liberalnych. Dowodami na prawdziwość tej tezy był nie tylko Aleksander Kwaśniewski w papamobile, ale przede wszystkim Kościół otwarty, a także intensywny dialog pomiędzy Kościołem i środowiskami liberalnymi czy liberalno-konserwatywnymi prowadzony na łamach „Gazety Wyborczej”, „Tygodnika Powszechnego”, „Znaku”, „Więzi” itp. Środowiska uczestniczące w tym dialogu ze strony Kościoła były wówczas silniejsze zarówno na poziomie samej wspólnoty wiernych, jak też wśród hierarchów.
Dziś polski Kościół w nieporównanie większym stopniu zbliżył się do najsilniejszej obecnie w Polsce formacji politycznej i ideowej, jaką jest prawica różnych odcieni, zdominowana przez siły nacjonalistyczne i tradycjonalistyczne. W dodatku o ile liberalni i konserwatywni świeccy partnerzy dialogu z Kościołem z lat 90. deklarowali zachowanie autonomii świeckiego państwa i prawa, oferując raczej lojalną współpracę i wygaszanie ewentualnych sporów z Kościołem (choć jednocześnie podjęli szereg decyzji, które Kościół w Polsce bez wątpienia wzmacniały w jego stosunkach z państwem: powszechne nauczenie religii w szkołach, bardzo efektywnie pracująca Komisja Majątkowa – nawet jeśli często poza granicami prawa, konkordat, uchwalenie ustawy antyaborcyjnej zwanej „kompromisem”, gdyż zawiera kontestowane dzisiaj wyjątki, a także nigdy niezrealizowaną obietnicę powszechnej edukacji seksualnej), o tyle dominująca dziś w Polsce prawica proponuje Kościołowi sojusz głębszy. Przedstawia się jako formacja szczerze katolicka (nawet jeśli jej deklaracje choćby w kontekście kryzysu migracyjnego czy doktryny społeczno-ekonomicznej wskazują na jej szybką i gruntowną dechrystianizację) i w zamian za wsparcie ze strony Kościoła na polu politycznym czy ideologicznym obiecuje walczyć z okcydentalizacją i sekularyzacją Polski – z „idącymi z Brukseli”, „idącymi z liberalnego Zachodu”. Znaczna część polskiego Kościoła wydaje się akceptować ten sojusz będący w jakiejś części analogią do przymierza znacznej części polskiego Kościoła z różnymi środowiskami i nurtami narodowej demokracji (formacji także głęboko zdechrystianizowanej, mimo jej głośnych deklaracji wierności nauczaniu Kościoła) pod koniec lat 30. ubiegłego wieku.
Wpływ pontyfikatu Franciszka na tę sytuację nie jest jednoznaczny. Głosy niektórych polskich biskupów, księży i wielu liderów świeckich środowisk prawicowych w Polsce wydają się sugerować, że Franciszek i proponowane przez niego reformy w Kościele to jeszcze jeden wymiar negatywnego wpływu „zachodniej”, a w każdym razie „niepolskiej”, sekularyzacji, liberalizmu, ewentualnie nawet teologii wyzwolenia, które wdarły się do Kościoła, usiłują go zmienić i grożą zerwaniem kontynuacji pomiędzy Kościołem dzisiejszym a „Kościołem Jana Pawła II”. Jan Paweł II i jego pontyfikat były jednak w historii Kościoła okresem bardziej wieloznacznym niż dzisiejsza interpretacja tamtego okresu przez polską prawicę i tradycjonalistów. Choćby na planie dialogu ekumenicznego, będącego tą częścią dziedzictwa Vaticanum II, którą Jan Paweł II kontynuował, a nawet radykalizował. Jednak w dzisiejszych krajowych dyskusjach „Kościół Jana Pawła II” przedstawiany jest jako jednoznacznie konserwatywny, zrywający z „niebezpiecznymi skutkami” soboru, skupiony głównie na regulacjach seksualnych i polityce populacyjnej oraz definiujący zachodni liberalizm jako „cywilizację śmierci”. A polski Kościół ma być wyróżnionym strażnikiem i obrońcą tak rozumianej spuścizny Jana Pawła II przed kolejną falą „eksperymentów”. Osadzona w takim duchu linia oficjalnego i nieoficjalnego interpretowania pontyfikatu Franciszka w Polsce wydaje się dominować, co jeszcze bardziej zbliża podzielającą tę (nie zawsze wypowiadaną na głos) diagnozę część Kościoła do polskiej prawicy narodowej i tradycjonalistycznej, która taką interpretację przedstawia jasno i wyraźnie. Jednocześnie Franciszek – także wobec braku rozstrzygnięcia różnych dyskusji związanych z powrotem tematyki soborowej – wydaje się przyzwalać na jeszcze większą autonomię episkopatów krajowych w kwestiach praktycznego, „dopasowanego do lokalnej sytuacji duszpasterskiej”, stosowania i interpretowania niedogmatycznych ideowych czy obyczajowych elementów nauczania Kościoła. Sprawia to, że sytuacja w polskim Kościele jeszcze w większym stopniu może się stać wypadkową nałożenia się na siebie zarówno dominującego nurtu lokalnego Kościoła, jak i lokalnej polityki świeckiej.