Parę lat temu w tekście Abdykacje i restauracje Magdalena Gawin pisała, że po odtrąbieniu abdykacji inteligencji w latach dziewięćdziesiątych, współcześnie nastąpiła jej cicha restauracja. Czy Pan coś takiego też dostrzega?
Magda Gawin konfrontowała publicystyczne pamflety i treny („głośna abdykacja”) z wynikami badań socjologicznych i swoją oceną aktualnej sytuacji („cicha restauracja”).
W tym samym artykule podkreślała jednak, że „etos i tradycja inteligencka są jednymi z najtrwalszych wartości w polskim życiu publicznym” i że współczesnych publicystów piszących o zmierzchu zaangażowanej inteligencji „charakteryzuje niechęć zarówno do polityki, jak i do państwa”.
Publicyści są od tego, żeby efektowne tezy formułować „na oko”, więc też wiele już razy inteligencję to grzebali, to znowu wskrzeszali, i etos wraz z nią.
To jasne, mnie zastanawia sprawa ogólniejsza. To, że etos zaangażowania łączy się tu z inteligencją, a nie przynależy po prostu obywatelom.
Oczywiście, to powinien być etos obywatelski, ale kiedy opisujemy rzeczywistość, na nic nam takie określenia jak „powinien”. Etos to jest coś, co jest bardzo trudno uchwytne, nie da się tego zmierzyć, zważyć, ustalić w sposób stanowczy. Gdy pewien etos, a więc zespół motywów i norm zachowania, przypisujemy jakiejś klasie społecznej, na przykład inteligencji „w ogóle”, to też jest to raczej postulat niż wiedza sprawdzona. W różnych czasach jednocześnie się słyszy, że etos inteligencji nie istnieje, a inteligencja jako warstwa zanika albo że inteligencja powraca, a jej etos się odradza. Trzeba być bardzo ostrożnym z takimi stwierdzeniami.
Mówi się jednak o tym – można to też przeczytać w Pańskich tekstach – że to sama inteligencja się wymyśla, sama nakłada na siebie różne zobowiązania i jednocześnie oczekuje poszanowania swojego statusu. Czy to nie jest idealizacja inteligencji?
Nie. Ja jestem zwolennikiem socjologicznego definiowania klas społecznych, wolnego zatem od wartościowania. Idealizacja tak zdefiniowanej inteligencji nigdy nie była moją intencją. Niemniej konstytutywną cechą inteligencji była jej samowiedza, to jest przekonanie ludzi wykształconych i trudniących się pracą umysłową, że tworzą odrębną formację w społeczeństwie. W tym znaczeniu pisałem, że inteligencja – w połowie XIX wieku – sama się (nie wszędzie) wymyśliła, a wymyśliwszy się, czyli samą siebie i nazwę swoją powoławszy do istnienia, przypisywała też sobie rozmaite cechy i powinności, a to już, oczywiście, wymaga weryfikacji.
Mówi Pan o etosie zaangażowania. To ładnie brzmi, ale przecież wiele zależy od tego, w co jest się zaangażowanym. W latach mojej młodości, to jest u zarania Polski „Ludowej”, partia apelowała do młodzieży, do inteligencji, o „zaangażowanie w budowę socjalizmu” i wielu z nas odpowiedziało na ten apel, ale nie sądzę, iżby to był dzisiaj powód do dumy. Teraz też są bardzo różne zaangażowania.