To prawda, łatwo – z powodu rzadko spotykanego natężenia skatologii, parafilii i obscenów. Być może jednak właśnie chorujący język najlepiej opisuje chory świat. Měrka buduje go na podobieństwo koszmaru sennego, w którym rządzi „totalitaryzm obłędu”, przemoc staje się normalnością, wszystko wolno, nie ma moralności, prawo służy silniejszym, dla słabszych przewiduje się trochę chleba i sporo krwawych igrzysk tylko dla dorosłych oraz nieograniczony dostęp do używek, a biedni i chorzy są likwidowani.
Nasuwa się pytanie, czy tej prowokacyjnej książce bliżej do antyutopii i fantastyki socjologicznej, która buduje świat na opak, ale nie ma żadnego uzasadnienia w realiach naszego świata – czy też jest to gorzka i brutalna dystopia o prawdopodobnym upadku zasad budujących cywilizację w wyniku realnych procesów: stłumienia duchowych potrzeb, przeseksualizowania i terroru młodości, znieczulicy społecznej oraz rosnącego poparcia dla radykalnych programów politycznych bazujących na przyzwoleniu na przemoc. Styl autora kojarzy się z absurdalnymi i surrealistycznymi tekstami oskarżanego swego czasu o epatowanie pornografią Borisa Viana, jednak przy opowiadaniach Měrki wydają się one trącącymi myszką i budzącymi nostalgię niewinnymi humoreskami.
_
Petr Měrka
Jestem egzaltowaną lentilką
tłum. Elżbieta Zimna, Dowody na Istnienie,
Warszawa 2015, s. 152