fbpx
Janusz Poniewierski kwiecień 2016

Wokół jubileuszu 1050-lecia chrztu Polski

Czym jest naród? I kto jest jego członkiem? Czy – jeśli przyjmiemy, że Polacy są „narodem ochrzczonym” – znajdzie się w nim miejsce dla polskich Żydów i muzułmanów? I dla niewierzących?

Artykuł z numeru

Czarnobyl – eksplozja wolności

Czarnobyl – eksplozja wolności

Obchody tysiąclecia chrztu Polski (1966) przypadły w momencie szczególnego nasilenia wojny ideologicznej, wypowiedzianej katolikom przez władze PRL. Kościół miał wówczas pełne prawo czuć się „oblężoną twierdzą”, zwierał zatem szeregi i podkreślał związek tego, co Polskę stanowi, z katolicyzmem. Trudno było to podważać czy też się od tego dystansować – każda taka próba mogła być przecież wykorzystana przez antykościelną propagandę.

Dziś, w warunkach wolności – w pełni doceniając rolę Kościoła w dziejach naszej ojczyzny – możemy pokusić się o zainicjowanie w samym Kościele (a nie poza nim) debaty, której celem byłoby postawienie pytania, co sprawia, że w umysłach niektórych katolików ewangeliczne chrześcijaństwo, ta uniwersalna religia miłości, zamienia się nieraz w „ksenofobiczną religię plemienną” – jak tę wciąż nam zagrażającą „herezję” nazwał niegdyś na łamach „Znaku” Stefan Wilkanowicz. Dobrą ku temu okazję stanowi kolejna „okrągła” rocznica przyjęcia przez Polskę chrześcijaństwa.

W debacie tej nie da się, oczywiście, pominąć rzetelnej analizy mesjanizmu oraz teologii narodu, uprawianej przez duchowych ojców XX-wiecznego Kościoła w Polsce: kard. Stefana Wyszyńskiego i papieża Jana Pawła II. Poniższy artykuł nie rości sobie pretensji do tego, by taką analizę przeprowadzić. Jest raczej skromną próbą wskazania kilku tropów, które – według mnie − trzeba by w owej debacie uwzględnić.

 

Trop pierwszy: Budowanie Wielkiej Polski jako realizacja przykazania miłości

Ogromną popularność w mediach zyskał ostatnio ks. Jacek Międlar, młody zakonnik ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy. Mówi on o sobie, że czuje się zaproszony przez papieża Franciszka do „wyjścia na peryferie wiary” − w jego wypadku są to środowiska młodych narodowców. I trzeba uczciwie przyznać, że w swoich przemówieniach i homiliach ks. Międlar cytuje Ewangelię, wzywa do opowiedzenia się po stronie Chrystusa („Wodza Kościoła Walczącego”) oraz – za św. Pawłem – apeluje, by „nie dać się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężać”. Miałby zatem rację Paweł Lisicki, mówiąc, że w wypowiedziach młodego księdza narodowca „trudno się dopatrzyć jakiegoś zerwania czy naruszenia tego, czego naucza Kościół”?

Teologicznym problemem ks. Międlara jest, moim zdaniem, zastąpienie przezeń przykazania miłości bliźniego (które jest „drugie” i stoi tuż za przykazaniem miłości Boga) wezwaniem do miłowania „Wielkiej Polski”.

W czasie spotkania z działaczami ONR, zorganizowanego z okazji świąt Bożego Narodzenia, mówił (cytując przedwojennego działacza „Falangi” Wojciecha Kwasieborskiego): „Naszym priorytetem jest uczestniczenie w Bogu, a w drugiej kolejności budowanie Wielkiej Polski” (podkreśl. moje – J.P.). Śmiem wątpić, czy rzeczywiście na tym polega chrześcijaństwo.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się