Marta Lisok: Swoje prace pokazywałaś na wystawach w takich miejscach, jak Narodowa Galeria Sztuki Zachęta w Warszawie, Bunkier Sztuki w Krakowie, BWA w Katowicach, na Biennale Młodej Sztuki Rybie Oko w Ustce czy Triennale Młodych w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku. Wygrałaś konkurs Artystyczna Podróż Hestii i Przegląd Sztuki „Świeża krew”. Byłaś również nominowana do Paszportów „Polityki” w 2013 r. Projekty, które realizujesz, trafiają zarówno do kuratorów, jak i odbiorców. Twoja droga do sukcesu w sztuce wymagała wielu poważnych decyzji. Wywodzisz się z rodziny z tradycjami lekarskimi. Jesteś doktorem psychiatrii, jednak zdecydowałaś się odejść od tej profesji na rzecz studiów na Akademii Sztuk Pięknych. Skąd ta decyzja?
Natalia Bażowska: Możliwość tworzenia fascynowała mnie od dawna, ale kiedy miałam 16 czy 17 lat, nie wyobrażałam sobie, że mogłabym zajmować się czymkolwiek innym niż medycyną – jak cała moja rodzina i znajomi. Większość kolegów i koleżanek z liceum też wybierała ten kierunek studiów. Bycie artystą wizualnym było wtedy dla mnie ulotne i prawie nierealne. Zawsze miałam zdolności manualne, więc rozważałam którąś ze specjalizacji mikrochirurgicznych, asystowałam przy zabiegach jako studentka, potem stażystka. To było bardzo interesujące, ale cały czas miałam wrażenie, że to jeszcze nie to, ciągle czegoś mi brakowało. Medycyna jest pasjonująca z wielu powodów, ale stawia też wiele ograniczeń. Wprowadzane standardy postępowania mają na celu ochronę pacjentów. W sztuce nie ma tak ścisłych reguł, dlatego mogę śmiało powiedzieć, że to ona dała mi wolność wypowiedzi i poruszania dowolnych tematów.
Bardzo dobrze pamiętam moment, kiedy podjęłam decyzję o zmianie zawodu. Dojrzewała ona we mnie dość długo, ale ostatecznie zapadła po jednej bezsennej i celowo samotnie spędzonej nocy. Zadałam sobie wtedy najważniejsze pytania odnośnie do przyszłości i tego, gdzie chciałabym być za 10 lat. Zdecydowałam, że równolegle ze studiami na ASP rozpocznę doktorat w Katedrze Psychiatrii na Śląskim Uniwersytecie Medycznym. Badania, które tam przeprowadzałam, dotyczyły analizy kongenialności przekazów wizualnych, moja rozprawa łączyła dwie dziedziny. Po obronie (byłam wtedy na czwartym roku malarstwa na ASP) przyszedł czas na drugą część decyzji. Pełne zaangażowanie się w medycynę i sztukę jednocześnie było niemożliwe. To bardzo zaborcze dziedziny, nie można w nich działać tylko połowicznie. Postawiłam na sztukę – tworząc, jestem sobą.
Czy między dynamiką powstawania dzieła sztuki a rozpracowywaniem mechanizmów podświadomości, którą badałaś w ramach studiów, dostrzegasz punkty wspólne?
Moje badania dotyczyły reakcji fizjologicznych (m.in. akcji serca, ruchów gałek ocznych, ciśnienia) na prezentowany przekaz wizualny, były to reakcje związane z pracą tej części układu nerwowego, który działa odruchowo. Moim zdaniem każdy artysta, nawet stuprocentowy konceptualista, działa w dużym stopniu podświadomie. Począwszy od wybieranych tematów. W każdej pracy zostawiamy część siebie, naszych poglądów, opinii. Nie sądzę, żeby ktokolwiek był w stanie tworzyć prace zaprzeczając samemu sobie. Zresztą nie miałoby to sensu. Nie jesteśmy też w stanie zupełnie pozbyć się emocji ani wrażeń odnośnie do naszego dzieła.