Kolejni funkcjonariusze zajmują się propagandą, inwigilacją i koordynacją tuszowania zupełnie oczywistych dla wszystkich okoliczności wydarzeń na warszawskim komisariacie przy ul. Jezuickiej, gdzie w majowy czwartek 1983 r. trafia dwóch maturzystów zatrzymanych przez zomowców na pl. Zamkowym. Po 1989 r. proces wznowiono, ale nie udało się skazać winnych: zacieranie śladów przez całą machinę państwową PRL-u, wspieraną przez konformistów i karierowiczów (choćby profesora psychologii z UJ, który doradzał władzy, jak kłamać) – okazało się w dużej mierze skuteczne.
Żeby nie było śladów to nie tylko fascynujący reportaż ujawniający kulisy machinacji aparatu państwowego, to także opowieść o samym Grzegorzu Przemyku i realiach czasu, środowisku opozycyjnym i literackim, o przetrąconych życiorysach i świadkach, różnych sposobach radzenia sobie z traumą i pamięcią; to historia rodzinna w końcu, z niezwykle ciekawymi postaciami matki Grzegorza, poetki Barbary Sadowskiej, i jego ojca, Leopolda Przemyka. Świetnie skonstruowana i napisana książka, której wyprana z emocji narracja wzbudza emocje – ogromne, i trzyma w napięciu jak polityczny thriller. Niestety, to nie powieść: Grzegorz Przemyk miałby 52 lata, bijący go zomowiec ma 54.
_
Cezary Łazarewicz
Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2016, s. 320