Najpierw pojawia się kaszel i krwawe łzy, a po kilku latach pracy po 12 godzin za równowartość sześciu–ośmiu złotych dziennie – zaawansowana pylica. Oficjalnie wielkie amerykańskie i europejskie firmy odzieżowe nie współpracują już z zakładami stosującymi sandblasting. Podobnie jak z tymi, gdzie pracują dzieci, nie ma zabezpieczeń przeciwpożarowych, a stawki są głodowe (dosłownie). Oficjalnie w gruzach Rana Plaza, gdzie w 2013 r. w wyniku katastrofy budowlanej zginęło ponad 1100 osób, nie powinno być metek m.in. polskiej marki Cropp. Ale były.
Marek Rabij przekonująco opowiada, jak to możliwe, że gdy uwaga mediów skupia się na przemyśle odzieżowym, zachodnie firmy uparcie twierdzą, że nie wiedziały, w jakich warunkach powstają ich produkty (a przy tym nie zawsze muszą kłamać) i dlaczego wszelkie próby poprawy sytuacji tamtejszych szwaczek zdają się na nic. Ciężko po tej lekturze nie mijać galerii handlowych co najmniej z niepokojem i nie przejrzeć zawartości szafy w poszukiwaniu metek made in Bangladesh. Ale autor nie nawołuje do naprawy świata. Pokazuje wręcz, że nawet bojkot konsumencki (jeśli założymy optymistycznie, że jest możliwy) i naciski na producentów odzieży nie pomogą, skoro fabrykanci z Bangladeszu przypominają tych z XIX-wiecznej Łodzi. I niestety, główny problem z Życiem na miarę jest taki, że z bezradnością i poczuciem winy już czytelnika pozostawia.
_
Marek Rabij
Życie na miarę. Odzieżowe niewolnictwo
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2016, s. 224