Zadane pytanie dotyczy religii. O rozróżnieniu znaczeniowym między „religią” a „wiarą” wiele napisali autorzy znacznie przerastający mnie wiedzą i doświadczeniem, również na łamach „Znaku”, więc nie będę tutaj próbowała definiować pojęć. Odniosę się jednak do obydwu, ponieważ dzięki temu można połączyć to, co już jest, z tym, czego dopiero się spodziewamy.
Wiara to źródło perspektywy eschatologicznej, która daje mi nadzieję na to, że w ostatecznym rozrachunku – skoro wierzymy w Zmartwychwstałego i Miłosiernego – wszystko skończy się dobrze.
Ta perspektywa nabiera szczególnego sensu w zetknięciu z doświadczaną beznadzieją ziemskiego świata. Z cierpieniem osób z upośledzeniem umysłowym, z trwającymi całe życie zmaganiami ich rodziców. Z tymi, którzy przegrali w rywalizacji ekonomicznej, a może w walce z własnymi słabościami oraz grzeszną naturą i śpią zimą na klatkach schodowych czy w miejskich autobusach. Ze światem pełnym wojen i konfliktów, w którym wciąż są prześladowani za przekonania czy z powodów etnicznych, w którym co roku zbyt wiele osób staje się męczennikami za wiarę. Gdzie szukać nadziei i sensu, jeśli nie w wierze, że „po drugiej stronie” mój milczący przyjaciel Marian z zespołem Downa śpiewa pełnym głosem najpiękniejsze piosenki, że złamane serce bezdomnego Pawła zostało posklejane spotkaniem z Miłością i że ja też kiedyś tam będę.
Nie chodzi jednak o to, żeby wiara w życie wieczne powstrzymywała od działań na rzecz poprawy ziemskiego świata. I tu widzę ogromny potencjał religii, która ciągle daje nam proroków odczytujących znaki czasu.
Dla mnie takim prorokiem jest papież Franciszek ze swoim radykalnym odczytywaniem przesłania Ewangelii, wzywającym do miłosierdzia, czułości i współodpowiedzialności za świat. Jest nim także filozof myślący sercem Jean Vanier, założyciel wspólnot L’Arche oraz ruchu Wiara i Światło, który w szczególny sposób zwraca moją uwagę na autentyczne relacje międzyludzkie, oparte na bliskości i podatności na zranienie. To te relacje są drogą do budowania społeczeństwa lepszego dla wszystkich, w którym szanuje się godność każdego człowieka, szczególnie upośledzonego. Jest takim prorokiem Andrea Riccardi, założyciel Wspólnoty Sant’Egidio, która działa na rzecz bezdomnych i innych pozostających na peryferiach miast i świata. Wezwanie do „rozbrojenia serc” realizowane jest przez Sant’Egidio także w wymiarze globalnym, podczas międzyreligijnych modlitw o pokój, które pozwalają na dostrzeżenie nadziei na przyszłość we wszystkich religiach.
Wierzę, że dzięki tym (i wielu im podobnym) prorokom możliwy stanie się świat, w którym upośledzona Ela będzie mogła pracować jako niania do dzieci, Romek z zespołem Downa zostanie aktorem, a Wojtek będzie się trochę częściej śmiać. Bezdomny pan Zdzisław będzie mógł chodzić wszędzie bez ryzyka bycia pobitym przez ochroniarzy, Ewie i Zenkowi przestanie ciążyć przeszłość i będą szczęśliwi w swojej miłości, a skrajnie uboga pani Hania pojedzie do sanatorium do Ciechocinka.