Jak powiada Owidiusz w swych Metamorfozach (dziele, któremu przypadło drugie po Biblii miejsce w zapładnianiu europejskiej wyobraźni od lat renesansu), Pigmalion był rzeźbiarzem, który swe życie tworzeniu bez reszty poświęcił:
„Cały dzień go zajmował przedmiot ulubiony;
Pod jego dłutem piękność cudowna wstawała,
Której żadna kobieta jeszcze nie sprostała.
Zapala go miłością własne jego dzieło;
Mniema, że jakieś bóstwo czuciem je natchnęło
(…)
Rzeźba zwodzi rzeźbiarza. Patrzy na jej wdzięki,
Unosi się, zachwyca dziełem swojej ręki”[1].
Najdoskonalsze z jego dzieł (przynajmniej we własnym jego odbiorze), figura kobieca z kości słoniowej dłutem Pigmaliona wyczarowana, na tyle swym pięknem swego twórcę zachwyciła, że ubłagał bogów, by obdarzyli ją duszą. Pod imieniem Galatei, zapożyczonym u innej z Owidiuszowych bohaterek, uczynią je malarze pospołu z pisarzami czasów rewolucji przemysłowej (m.in. Jean-Léon Gérôme, Honoré Daumier, Edward Burne-Jones, Auguste Rodin, Paul Delvaux, Francisco Goya, François Boucher) postacią kultową, a wyczyn Pigmaliona stanie się jednym z najpopularniejszych motywów ich własnej i licznych ich naśladowców twórczości.
Dzieje Pigmaliona pasowały jak ulał do XIX-wiecznej atmosfery ludzkiej rywalizacji z kunsztem twórczym Przyrody i nadziei wiązanych z przezwyciężeniem jej ułomności przez człowieka zbrojnego w rozum i technikę; a także do obietnicy, jaką buńczuczny i dziarski duch nowoczesny, pełen ufności w swe moce i wiary w nieuchronność postępu, przyzywał swych podopiecznych do czynu: a mianowicie że gdy pójdą za (jak to podsumuje na początku ubiegłego stulecie Thorstein Veblen) „popędem do dobrej roboty”, przysporzą bogactw światu, który mozolnie zbudują, miast ich mu ujmować i na nich pasożytować.
Idąc za wzorem przybranego przez się patrona, społeczeństwo wytwórców rozkochało się w pospólnych wytworach swej wyobraźni i znoju, a szczególnie we własnym mozole ich koncypowania i wyczarowywania; rozkochawszy się zaś, uznało te wytwory za piękne – a tym samym przeniosło piękno z kategorii tego, co dane, do gatunku tego, co zadane.
Jednym z wyzwań rzuconych przez ducha nowoczesności zastanemu porządkowi rzeczy stało się – obok zapewnienia prawdzie triumfu nad przesądem, a dobru zwycięstwa nad złem – także i przysparzanie światu piękna.
Nieco dłużej niż Pigmalionowi trzeba było Narcyzowi, jeszcze jednej legendarnej postaci z licznego ich grona upamiętnionego przez Owidiusza na użytek potomnych, czekać na start zawrotnej nowoczesnej (czy raczej ponowoczesnej) kariery: na swą z kolei reinkarnację i jej triumfalne rentrée na proscenium społecznego bytu.
Nimfa Liriope, matka Narcyza, zwróciła się ponoć do nie byle kogo, ale Terezjasza, poczytywanego za najwnikliwszego z jasnowidzów starożytności (którą to klarowność widzenia, nawiasem mówiąc, przypisywali współcześni jego ślepocie, zapewniającej wróżbicie odporność na marność nad marnościami – blichtry i omamy teraźniejszości), z zapytaniem o przyszłość, jakiej jej synek może się spodziewać.