Na seminarium biblistycznym ks. Jerzego Chmiela (1935–2016) pojawiłem się niczym „robotnik ostatniej godziny”, nieświadom tego, że Ksiądz Profesor za kilka miesięcy odejdzie na emeryturę. Przyjął mnie, choć miałem już swoje lata i od początku deklarowałem, iż chcę być jedynie wolnym słuchaczem.
Doskonale pamiętam wrażenie, jakie zrobił na mnie widok sali, w której urzędował jako kierownik Katedry Hermeneutyki Biblijnej i Judaizmu UPJPII: dziesiątki rycin, map, fotografii oraz przedmiotów znaczących, takich jak model zwojów Tory, menora czy barani róg, zwany szofarem. Tam właśnie się spotykaliśmy, żeby wspólnie czytać fragment biblijnej Księgi Bereszit (Genesis): opowieści o ofierze (albo raczej – jak historię tę nazywają Żydzi – o „związaniu”, akedzie) Izaaka. Chmiel – oprócz komentarzy, uznanych przez tradycję Kościoła za kanoniczne – sięgał do Talmudu, filozofów (np. do Kierkegaarda) i pisarzy. Kiedyś całe zajęcia poświęcił lekturze poematu Josifa Brodskiego Izaak i Abraham. Razem oglądaliśmy dzieła sztuki (Rembrandta, Caravaggia, Chagalla); Profesor namawiał nas do słuchania muzyki zainspirowanej przez akedę (to dzięki niemu po raz pierwszy usłyszałem balladę Igora Strawińskiego Abraham i Izaak). Pamiętam też, że – z inicjatywy jednego z uczestników seminarium – rozmawialiśmy o filmie Tarkowskiego Ofiarowanie.
Ks. Chmiel był rzeczywiście zadomowiony w świecie kultury. Odpowiadając na ankietę, przeprowadzoną przez redaktora książki Kto jest kim w Kościele katolickim w Polsce?, w rubryce „zainteresowania” wpisał muzykę, sztuki piękne i teatr. Dopiero po jego śmierci dowiedziałem się, że w młodości studiował w rzymskiej Akademii Sztuk Pięknych. Uczył się malarstwa, jednak – pod wpływem abp. Baziaka, ówczesnego rządcy archidiecezji krakowskiej – już na początku lat 60. ubiegłego wieku porzucił uprawianie sztuki i całkowicie poświęcił się biblistyce. Mistrzem czytania i rozumienia Pisma Świętego był dlań Roman Brandstaetter. W swoich wykładach wielokrotnie przywoływał słowa tego poety, z którymi się utożsamiał: „Biblio, ojczyzno moja (…). Wszystko jest w Tobie, cokolwiek przeżyłem. Wszystko jest w Tobie, cokolwiek kochałem. Wszystko”.
Mało kto już pamięta ks. Jerzego Chmiela jako autora tekstów zamieszczanych na łamach „Tygodnika Powszechnego” i „Znaku”. A pisał sporo. Jego bibliografia obejmuje ponad 500 publikacji naukowych z teologii biblijnej, qumranistyki i syndonologii (czyli nauki zajmującej się badaniem Całunu Turyńskiego), którą się fascynował. Nawał pracy (pełnił m.in. funkcje dziekana i prorektora PAT, redaktora naczelnego „Ruchu Biblijnego i Liturgicznego”, prezesa Polskiego Towarzystwa Teologicznego), ale i zaangażowanie, z jakim na co dzień zajmował się Biblią, sprawiły, że nie zadbał o publikację własnych, istotnych książek, które mógł (i – zdaniem wielu – powinien) napisać. Dopiero dzięki krakowskiemu wydawnictwu Petrus, które go do tego zdołało przekonać, w 2009 r. ukazała się niewielka książeczka: Trudne miejsca w Biblii, skierowana jednak – co dlań charakterystyczne – nie do teologów, ale do zwyczajnego czytelnika, który Pisma Świętego nie rozumie i trzeba mu je wyjaśnić.