Wynika to głównie z tego, że Zostawić Islandię nie jest napisana z perspektywy turysty odwiedzającego dane państwo tylko przez krótki czas. Wyspa, na tyle odległa, że nawet mylona z bardziej dostępną Irlandią, pojawiła się w życiu autora jeszcze w dzieciństwie, a z czasem zmieniła się w obsesyjne marzenie. Nie było wyjścia – po licznych perypetiach życiowych i trudnościach finansowych Klimko-Dobrzaniecki zamieszkał wreszcie na Islandii i stał się jej pełnoprawnym obywatelem. Dostał się na studia w Reykjavíku, gdzie zgłębiał literaturę i kulturę islandzką oraz nauczył się języka wyspiarzy.
Książka stanowi rodzaj pożegnania z Islandią, którą podróżnik opuszcza, by przeprowadzić się do Wiednia. Pisarz nie szczędzi dygresji, opowiada wiele prywatnych historii. Z jednej strony to pozornie oddala od Islandii i jej tajemnic, ale z drugiej – właśnie dzięki autorowi – zostaje oswojony i ocieplony wizerunek wyspy w kształcie tłustego karpia o małym ogonie, jak sam ją określa. Wśród licznych, opisanych przez Klimko-Dobrzanieckiego wydarzeń związanych ze współczesnym życiem na Islandii, polityką czy kulturą pojawia się także anegdota o wizycie słoweńskiego filozofa Slavoja Žižka, który wyznał: „Kocham Islandię, bo jest idealnie brzydka, a ja lubię rzeczy idealne”. Fenomen tej dziwnej idealności w pewien sposób oddaje także Zostawić Islandię, choćby poprzez opisy miejsc tak nieatrakcyjnych turystycznie, że aż fascynujących.
_
Hubert Klimko-Dobrzaniecki
Zostawić Islandię
Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2016, s. 128