Z niezwykłym wzruszeniem czyta się zamieszczone w tomie relacje Błońskiego z dziejów rodziny i z różnych okresów jego życia. Dynamikę tej książce nadaje upływający czas, dojrzewanie i zmienność punktów widzenia. W pierwszym tekstów nie ma jeszcze tego Błońskiego, którego znaliśmy wszyscy: dojrzałego i uznanego w świecie literackim krytyka, z którego zdaniem liczyli się wszyscy. Jest dziecko z rodziny inteligenckiej, ale po różnych przejściach – przeganianej przez historyczne wydarzenia po Europie, czasem życiowo degradowanej, doświadczanej też przez rozmaite tragedie. Zawsze się zastanawiałem, czy takie losy były dla Polaków owego pokolenia typowe, czy stanowiły coś niezwykłego. Chyba jednak to pierwsze. Podobnie jak dość zwyczajne były związki rodzinne z innymi nacjami – tak jak silne i brzemienne w konsekwencje związki polsko-francuskie w przypadku rodziny Błońskich. I jeszcze jedna ważna rzecz, na którą autor wspomnień kładzie nacisk: edukacja rodzinna była wychowaniem w służbie wartościom moralnym. Rodzice, wujowie przyszłego krytyka byli ludźmi skromnymi, ale nieposzlakowanymi. Trudno przecenić to dziedzictwo w perspektywie czasów stalinizmu, które właśnie miały nadejść. Na razie jednak dorastającego chłopca czekały przeżycia wojny.
Bardzo interesujące są relacje wojenne Błońskiego. Przedstawia siebie jako chłopca nie przesadnie odważnego, wolnego od częstego u nastolatków „chojractwa”, a jednocześnie wrażliwego moralnie. Autor wspomnień opowiada – nie po raz pierwszy – historię o żydowskich dzieciach, zapewne uciekinierach z getta, które spotkał na ulicy w sąsiedztwie muru. Jako dwunastolatek rzeczywiście nie mógł im pomóc, ale poczuł się niejako ich – pośmiertnie – dłużnikiem, skąd wziął się po latach przełomowy w stosunkach polsko-żydowskich artykuł Biedni Polacy patrzą na getto. Pamiętam, jak czytając ten szkic w roku 1987 – a potem wściekłe ataki narodowców na Błońskiego – czułem się dumny z odwagi mojego Profesora. To bardzo ważne w interpretacji odwagi Błońskiego: ta, której mu nie brakowało, to najczystszej wody odwaga cywilna, poczucie, co jest zachowaniem godziwym, a co – nagannym. Dzięki tej cywilnej odwadze krytyk, który – jak przyznaje – nigdy nie należał do żadnej otwarcie dysydenckiej organizacji – nigdy również nie splamił się posłuszeństwem wobec politycznych nakazów, swobodnie wyrażał swoje literackie sądy i gusta, nie sposób też wyobrazić sobie, aby był zdolny używać oficjalnej nowomowy czy w jakikolwiek sposób mówić wbrew sobie i swoim przekonaniom.
Czy pomogła mu w tym otwarcie wyrażana katolicka wiara? Wiara zajmuje we wspomnieniach Błońskiego miejsce szczególne: traktowana z wielką powagą, tłumaczona jakby u jej osobowościowego źródła, a nie poprzez lektury czy filozoficzne przemyślenia. Ale wydaje się, że ona jest w konstrukcji psychicznej Błońskiego może najważniejsza, jest bowiem tym jądrem, wokół którego oplata się moralność, wizja świata, rozeznanie dobra i zła. Niezwykle ciekawe są w tym kontekście przeżycia wojenne, a szczególnie dwa: spotkanie w Krakowie, pod sam koniec wojny, młodego, ubranego w elegancki mundur SS-mana, co skłania Błońskiego do refleksji nad atrakcyjnością siły, i opis wakacyjnego obozu, na który wyjechał tuż przed Powstaniem Warszawskim, obozu, na którym mógł obserwować kształtowanie się politycznego niejako kierownictwa grupy i towarzyszące mu rytuały prowadzące do wyłonienia samozwańczego przywódcy. Była to zapewne bardzo pouczająca wprawka do nadchodzącego totalitaryzmu i kreacji „wodzów”.