Do ataku ruszyła lewica z niezastąpioną posłanką do Parlamentu Europejskiego Joanną Senyszyn. Jej zdaniem, wyrok ten wskazuje słuszną drogę. Na jego podstawie pani poseł zapowiedziała już wystąpienie do rządu o wydanie rozporządzenia nakazującego zdjęcie krzyży wiszących w polskich szkołach. Jerzy Szmajdziński, jeden z najpoważniejszych polityków SLD, w artykule Polska nie jest teokracją (utrzymanym, co prawda, w znacznie spokojniejszym tonie niż wypowiedzi jego partyjnej koleżanki) stawia przed lewicą zadanie egzekwowania przepisów ustawy o gwarancjach wolności sumienia i wyznania naruszanej – jego zdaniem – przez natrętną obecność Kościoła w sferze życia publicznego. Tekst ten ukazał się na łamach „Gazety Wyborczej”, która poświęciła sporo uwagi wyrokowi strasburskiego trybunału i wnioskom wypływającym zeń dla Polski. „Gazeta” przedstawia pewne spektrum poglądów w tej sprawie, ale dominująca tonacja jest tu jednak widoczna: Trybunał Praw Człowieka zwrócił uwagę na ważną kwestię szacunku dla praw mniejszości, która może czuć się źle w przestrzeni publicznej nasyconej symbolami religii katolickiej. Czy krzyże muszą być wszędzie? – pyta z kolei (na okładce!) lewicowy „Przegląd”.
Wydaje się, że lewica chce na nowo rozpocząć debatę na temat relacji pomiędzy państwem a wspólnotami religijnymi, w której to debacie pragnie lansować postulat laickości państwa rozumianej jako nieobecność Kościoła i religii w przestrzeni życia publicznego. Tak pojmowana laickość niemal od początku XX wieku pozostawała specyfiką Republiki Francuskiej. Ten model nigdy nie stał się jedynym i obowiązującym w demokratycznych państwach europejskich. Nie ulega jednak wątpliwości, że w wyroku Trybunału Praw Człowieka w sprawie krzyży można widzieć zamysł, aby właśnie ten model stawał się w Europie wzorcem uniwersalnym, oraz tendencję, by za pomocą prawa modyfikować europejską tożsamość.
Sadzę, że mylą się ci, którzy uważają współczesną zachodnią Europę za postchrześcijańską. Źródła wiary nie wyschły, a nasza wspólna kultura w ogromnej mierze wyrasta z chrześcijaństwa. Z pewnością jednak europejskie państwa i narody bardzo odległe są od postaw misyjnych, religijnej żarliwości i nietolerancji. Tym, co przeważa, jest obojętność i letniość. Nie ma więc żadnego zagrożenia, że pod znakiem krzyża rozpocznie się w Europie krucjata skierowana przeciwko ateistom, agnostykom i mniejszościom religijnym.
Krzyż jednak nie jest wyłącznie symbolem religijnym. Należy także do europejskiego dziedzictwa kulturowego, stanowi część naszej zbiorowej pamięci. Również w Polsce. Zachowanie narodu jako wspólnoty wymaga szanowania tego dziedzictwa. Nie da się zeń usunąć krzyża i nie należy takich prób podejmować.
W polskiej historii nie było dramatycznego i autentycznego konfliktu pomiędzy obozem katolickim a obozem laickim, jakiego doświadczyło wiele europejskich narodów (oczywiście, za taki konflikt nie uważam walki z Kościołem w czasach komunistycznych, gdyż za polityką ówczesnych władz nie stała autentyczna społeczna siła). Jednym z osiągnięć III Rzeczypospolitej było dopracowanie się zgodnej z naszym doświadczeniem historycznym formuły stosunków pomiędzy państwem i wspólnotami religijnymi. Jej istotę najlepiej określa artykuł 25 Konstytucji RP: „Stosunki między państwem a kościołami i innymi związkami wyznaniowymi są kształtowane na zasadach poszanowania ich autonomii oraz wzajemnej niezależności każdego w swoim zakresie, jak również współdziałania dla dobra człowieka i dobra wspólnego”. A więc: uznanie autonomii, wzajemnej niezależności wspólnot politycznej i religijnej, ale nie wroga separacja i oczekiwanie nieobecności religii i Kościołów w życiu publicznym. Tej formuły warto się trzymać!