Intronizacja – wyniesienie na tron i ogłoszenie królem – to jedna z pokus, na jakie wystawił Chrystusa „książę tego świata” (dodajmy, że miała to być intronizacja przeprowadzona „na skróty” i wbrew woli Ojca). Ale On nie dał się skusić. Warto pamiętać, że kiedy ludzie zapragnęli, by został ich królem, „usunął się”, odszedł tam, gdzie nie mogli Go znaleźć (por. J 6, 15). Można by zapytać: dlaczego Jezus – przedstawiany w ewangeliach jako „syn” i spadkobierca króla Dawida – nie chce być królem na ludzki obraz i podobieństwo? I dlaczego tak wielu pobożnych mieszkańców współczesnej Polski szczerze wierzy, iż czyniąc Chrystusa władcą naszego narodu i państwa, realizuje wolę samego Boga?
Polscy zwolennicy intronizacji Chrystusa Króla powołują się często na wizje, jakich (w latach 30. XX w.) miała doświadczać krakowska mistyczka Rozalia Celakówna. Ukazywał się jej ponoć i rozmawiał z nią sam Jezus. Miał jej mówić m.in.: „Jest ratunek dla Polski, jeśli Mnie uzna za swego Króla (…) przez intronizację (…) w całym państwie – z Rządem na czele. To uznanie ma być potwierdzone porzuceniem grzechów, zupełnym zwrotem ku Mnie. (…) Polska nie zginie, o ile przyjmie Chrystusa za Króla w całym tego słowa znaczeniu, jeśli się podporządkuje pod prawo Boże, pod prawo Jego miłości. Inaczej (…) nie ostoi się”. I dalej: „Polska musi w sposób wyjątkowy, uroczyście, ogłosić Pana Jezusa swym Królem przez intronizację” (podkreśl. moje – J.P), dając w ten sposób przykład całemu światu i niosąc dlań ocalenie, albowiem „ostoją się tylko te państwa, w których będzie Chrystus królował”.
Dosłowne odczytanie objawień Celakówny każe postrzegać publiczną intronizację Chrystusa jako „arkę Noego” – ratunek przed zagrażającym światu zniszczeniem. W tym kontekście dość łatwo zrozumieć upór i determinację jej zwolenników, narażających się nieraz na otwarty konflikt z hierarchią Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce.
Warto w tym miejscu jednak zauważyć, iż polski ruch intronizacyjny nie jest wcale jednorodny – i że nie wszyscy jego uczestnicy przywiązują tak wielką wagę do wspomnianych wizji. Dla części z nich kluczowe jest dotychczasowe nauczanie Kościoła o królowaniu Chrystusa, a zwłaszcza encyklika Piusa XI Quas primas (1925 r.). „Niech nie odmawiają władcy państw publicznej czci i posłuszeństwa królującemu Chrystusowi, lecz niech ten obowiązek spełnią sami i wraz z ludem swoim” – pisał papież Ratti. I dodawał: „Gdy Boga i Jezusa Chrystusa (…) usunięto z praw i z państw i gdy już nie od Boga, lecz od ludzi wywodzono początek władzy, stało się, iż zburzone zostały fundamenty pod tą władzą, gdyż usunięto główną przyczynę, dlaczego jedni mają prawo rozkazywać, drudzy zaś mają obowiązek słuchać”.
Encyklika O królewskiej godności Chrystusa Pana – komentuje teolog, ks. Czesław Bartnik – „zrodziła się z ziemskiej potrzeby odnowienia życia społecznego, politycznego, religijnego i moralnego państw, społeczeństw i narodów”. Wypływała ona z – powszechnej w Kościele po straszliwych doświadczeniach I wojny – wiary, że jeśli tylko „ludzie prywatnie i publicznie uznają nad sobą władzę królewską Chrystusa, wówczas spłyną na całe społeczeństwo niesłychane dobrodziejstwa, takie jak należyta wolność, porządek i uspokojenie, zgoda i pokój” (Quas primas).