4 stycznia 2017 r.
„Nie przestaję pracować. Teraz jestem głównie zajęta pisaniem dziennika. Pierwszy tom wyszedł niedawno, a teraz chcę oddać drugi” – mówi Julia Hartwig w książce Nie ma się czego bać. Rozmowy z mistrzami (Wydawnictwo Agora, Warszawa 2016).
Zazdroszczę poetce, że potrafi przetworzyć w dzieło literackie zwyczajny bieg czasu, mijanie dnia po dniu.
Ale zaczynam rozumieć jedną z potrzeb ludzi starych, także starszych ode mnie: to potrzeba, zwyczajna troska o to, aby z naszej nieubłaganie mijającej codzienności wybrać to, co także im, tyle od nas młodszym i tak od nas różnym, posłuży albo ich po prostu wzbogaci.
Ludzie potrafią bić się o spadek, a nawet wzajemnie znienawidzić, ale mogą również zostać ograbieni z tego, co najważniejsze i bez czego będą o wiele biedniejsi, nie tylko duchowo.
5 stycznia 2017 r.
Rozumiem rozpoczynające się co chwila nowe akcje ekologów, by jednak nie dopuścić do destrukcji i zniszczenia. Wtedy zbiera się podpisy, uruchamia całą technikę komunikacji, szuka wsparcia polityków, podgrzewa opinię publiczną, wszystko w imię hasła: zanim będzie za późno, zanim zginie zagrożony świat zwierzęcy, zanim zostanie zniszczony krajobraz nie do odtworzenia, zanim szkoda stanie się nieodwracalna.
Teraz w poświątecznym nastroju coraz liczniejsi upominają się o świat zwierząt. Ale postanowiona i realizowana (na razie w formie przetargów) rządowa koncepcja przepołowienia Mierzei Wiślanej i zamiany Zalewu Wiślanego w korytarz do nowego portu nie spotkała się ze sprzeciwem, a będzie przecież nieodwracalnym trzęsieniem ziemi. To samo dotyczy niweczenia śladów kultury. To drobna rzecz, przekreślenie marzenia ks. Jana Twardowskiego, który chciał leżeć na cmentarzu pod krzyżem, w ziemnej mogile, i zapoczątkowania w ten sposób podziemnego panteonu w Świątyni Opatrzności. A przecież to jakby symbol innego istnienia poezji religijnej. Ks. Heller w noworocznym „Tygodniku Powszechnym” każe nam szukać korzeni zanikania wiary w świecie kultury współczesnej. To jeden z najważniejszych symptomów tego, co się dzieje z nami mimo bardzo głośnego demonstrowania przez ideologię narodową jej związku z Kościołem, i jedna z najważniejszych trosk o przyszłość wiary w nas samych, a zwłaszcza sposobu jej obecności w życiu publicznym.
6 stycznia 2017 r.
Na przełomie czasu, jakim jest coroczna kalendarzowa zmiana, zrozumiałe staje się intensywne zajmowanie się czekającymi nas rocznicami. Jest wśród nich i ta, której korzenie powinny być o wiele głębsze i bardziej autentyczne niż ona sama. To 300-lecie koronacji Cudownego Obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. Przecież istotą życia religijnego w Polsce jest od wieków ewangeliczna postać Matki Jezusa Chrystusa. Przetworzyliśmy Ją w setki miejsc kultu i setki obrazów. Mogłabym się założyć, że nie każdy z uczestników pielgrzymki na Jasną Górę potrafiłby powiedzieć, gdzie i przed jakim obrazem obrał król Jan Kazimierz Matkę Boga na królową naszego państwa.