Możliwe, że zrobię z siebie osła. Ale wtedy zawsze mogę się z tego wykręcić dzięki odrobinie dialektyki. Zbudowałem swoje twierdzenia w taki sposób, żeby w każdym przypadku były prawdziwe.
K. Marks w liście do Engelsa (1857)
Socjalizm to przede wszystkim ewidencja.
W. I. Lenin (1917)
Le coeur a ses raisons que la raison ne connaît point.
B. Pascal, Pensées
Jacques Barzun powiedział kiedyś o Walterze Bagehotcie, że jest „dobrze znany, choć nie zna się go dobrze”. Podobnie można by powiedzieć o Kołakowskim[1]. Należy on do grona najwybitniejszych współczesnych filozofów. Może się poszczycić długą listą prestiżowych nagród i wyróżnień, wśród których należy wymienić – a ograniczam się jedynie do kilku najważniejszych nagród amerykańskich – MacArthur Fellowship (zwaną „nagrodą geniuszy”, co w tym przypadku jest w pełni uzasadnione), Nagrodę Jeffersona i przyznaną po raz pierwszy w 2003 roku, wartą milion dolarów, Nagrodę Klugego za „całokształt dorobku w dziedzinie nauk humanistycznych”.
Lista publikacji Kołakowskiego jest równie długa i imponująca. Znajdują się na niej sztuki teatralne, bajki moralne i teologiczne oraz długi szereg książek i artykułów na temat Ojców Kościoła, Pascala, Bergsona, angielskiego empiryzmu i myśli pozytywistycznej, losów religii w epoce sekularyzacji i perspektyw sekularyzmu w świecie zamieszkiwanym przez istotę tak uparcie zaabsorbowaną sprawami religii jak homo sapiens sapiens. Kołakowski znany jest chyba jednak przede wszystkim jako przenikliwy anatom totalitaryzmu. Jego wieloletnie studia nad źródłami i zbrodniczym dziedzictwem marksizmu – zebrane w opus magnum, jakim są Główne nurty marksizmu (przełożone na język angielski w 1978 roku) – zajmują poczesne miejsce w drogocennej bibliotece filozoficznych i politycznych deziluzji.
Byłoby jednak niesprawiedliwe, gdyby ten imponujący wykaz miał przesłonić jeden z najbardziej niezwykłych darów Kołakowskiego: jego poczucie humoru, o którym świadczy na przykład wymyślny pseudoscholastyczny tytuł jednego z esejów – Komentarz do komentarza Heideggera do domniemanego komentarza Nietzschego do komentarza Hegla o potędze negatywności – będący jednak punktem wyjścia do całkiem poważnych rozważań. W słynnym wywiadzie dla „Spiegla”, opublikowanym w 1976 roku wkrótce po śmierci Heideggera, niemiecki filozof starał się w miarę możności oczyścić ze swoich związków z nazistami. Stwierdził między innymi, że każdy, kto ma uszy do słuchania, zrozumie, iż w swoich wykładach na temat Nietzschego i woli mocy krytykował on reżim hitlerowski . „Piszący te słowa – wyznaje Kołakowski – nie ma słuchu tak subtelnego, by zauważyć tę krytykę”. I pokazuje, że Heidegger wygłosił w istocie w swoich wykładach oczywistą, choć „niedopowiedzianą do końca” pochwałę niemieckiego imperializmu. Jeśli już mowa o poczuciu humoru, to powinienem także odesłać czytelników do książki Kołakowskiego The Key to Heaven: Edifying Tales from Holy Scripture to Serve as Teaching and Warning (Klucz niebieski albo Opowieści budujące z historii świętej zebrane ku pouczeniu i przestrodze). Przeczytajcie ją, a nigdy więcej nie popatrzycie już w ten sam sposób na historię Hioba (albo Noego, żony Lota, Sary i Abrahama czy Jakuba i Ezawa). („W najwyższej sferze niebios mieścił się wytworny bar, gdzie Jehowa zwykł wysłuchiwać sprawozdań z ziemi od swoich wysłanników…”)