W 1967 r. południowo-wschodnia część Nigerii, bogata w ropę naftową, zamieszkana w większości przez chrześcijan i członków grupy etnicznej Ibo, ogłosiła secesję. Lokalni politycy oskarżali władze w Lagos o marginalizację ekonomiczną regionu, pozbawianie Ibo stanowisk państwowych i inicjowanie pogromów na zislamizowanej północy kraju. Proklamowano utworzenie Republiki Biafrańskiej. Nowy kraj, o powierzchni ok. 75 tys. km2, nazwę wziął od Zatoki Biafrańskiej, części znacznie większej Zatoki Gwinejskiej. Stolicą polityczną było Enugu, gospodarczą – Port Harcourt, zaś głównym ośrodkiem kultury – Nsukka, gdzie utworzono Uniwersytet Biafrański.
Wkrótce wybuchła wojna. Po trzech latach Biafrańczycy musieli skapitulować przed wspieranymi przez Brytyjczyków wojskami federalnymi. W trakcie konfliktu zginęło ok. miliona Nigeryjczyków. Większość z nich stanowiły ofiary głodu w Biafrze, katastrofy humanitarnej związanej z blokadą ekonomiczną, zniszczeniami w sektorze rolnym oraz rozkradaniem środków pomocowych przez obie strony konfliktu. Wypadki, które rozegrały się w Nigerii w latach 1967–1970, przeszły do historii pod kilkoma nazwami. Brytyjczycy piszą zwykle o nigeryjskiej wojnie domowej lub wojnie biafrańskiej. W nowszej, głównie francuskiej i amerykańskiej, literaturze często używa się określenia „konflikt surowcowy”, zwracając przez to uwagę na wpływ polityki koncernów międzynarodowych na jego przebieg. Z kolei badacze i społecznicy wywodzący się z grupy etnicznej Ibo, np. Herbert Ekwe-Ekwe, autor Biafra Revisited, nalegają na nazywanie wydarzeń sprzed półwiecza ludobójstwem. się w Nigerii od Ibolandu. (…) Ibo są znienawidzeni w całej Nigerii, ponieważ wszyscy zazdroszczą im talentów, bystrości i rozwiniętej smykałki” (s. 282). Refleksja mistrza reportażu zaskakuje swoją aktualnością. W południowo-wschodniej Nigerii na granicy legalności prężnie funkcjonuje szereg stowarzyszeń podtrzymujących pamięć o rebelii, wojnie domowej i eksterminacji. W działalność organizacji zrzeszających Ibo angażują się zarówno osoby starsze, doświadczone traumą wojenną, jak i młodzi, dla których pamięć o Biafrze stanowi pretekst do debaty na temat kondycji ekonomicznej i statusu politycznego regionu. Według nich ostatnie dekady potwierdziły niechęć władz federalnych wobec Ibo. Uraza ta objawia się odcinaniem lokalnych samorządów od funduszy wyrównawczych, które płyną z Abudży, chronicznym niedoinwestowaniem Ibolandu. Stare stolice biafrańskie murszeją, zabytki obracają się w pył, mosty i drogi od lat nie są modernizowane. Młodzi Ibo, kultywując wspomnienie o krótkiej niepodległości, apelują o zainicjowanie akcji afirmatywnej, zwiększenie szans – głownie edukacyjnych i zawodowych.
Organizacje działające na rzecz Ibo, które powstały w latach 70. i 80., skupiają się na pracy u podstaw, edukacji społecznej i kulturowej, gromadzeniu pamiątek po powstańcach. Na przykład założone w 1976 r. Ohanaeze N’digbo (oha w języku ibo oznacza lud, naród, zaś eze to król, przedstawiciel elity) starało się stworzyć platformę dialogu między systemem tradycyjnych wodzostw Ibo a biurokracją federalną. W swoich wystąpieniach liderzy Ohanaeze N’digbo formułowali postulaty dewolucji władzy w Nigerii oraz konieczności wzmocnienia kierowanej do Ibo polityki wyrownywania szans. Od stycznia 2017 r. organizacją tą kieruje John Nnia Nwodo, ekonomista, doświadczony polityk, ktory dwukrotnie pełnił funkcję ministra. Mimo zauważalnych osiągnięć na polu kultury Ohanaeze N’digbo jest przez wielu Ibo postrzegane jako grupa klientow politycznych Abudży, kolaborantow, zdrajcow interesu Biafrańczykow. Bierność stowarzyszenia odbierana jest jako jedna z przyczyn odcięcia Ibo od najbardziej prestiżowych stanowisk w kraju, z fotelem prezydenckim na czele.