fbpx
Olga Wróbel czerwiec 2017

Z szuflady na barykady

Nie zamierzam twierdzić, że dziewczyny są z reguły bardziej nieśmiałe od facetów, ale jednak zbieżność ekspansji komiksu kobiecego z rozwojem komunikacyjnego potencjału mediów społecznościowych wydaje się nieprzypadkowa.

Artykuł z numeru

Biografie rzeczy żydowskich

Biografie rzeczy żydowskich

Polski komiks. Skojarzenia? Dla starszych Kapitan Żbik, Hans Kloss, Kajko i Kokosz Janusza Christy, Tytus de Zoo na drodze do uczłowieczenia nadzorowanej przez Papcia Chmiela, Funky Koval stworzony przez Bogusława Polcha, mroczny, szlachetny Thorgal Aegirsson, rysowany przez Grzegorza Rosińskiego, a wymyślony przez Jeane’a Van Hamme’a. Młodsi wymienią Jeża Jerzego duetu Skarżyński–Leśniak, magazyn „Produkt” i kultowe Osiedle Swoboda Michała Śledzińskiego, senne Mikropolis Dennisa Wojdy i Krzysztofa Gawronkiewicza. Czego w tym zestawieniu brakuje? Nie, nie pytałam o pomi­nięte tytuły. Na liście autorów kultowych komiksów próżno szukać kobiet. Wprawdzie Szarlota Pawel tworzy Kleksa, ale to bohater zaprojektowany dla dzieci, słabo dziś pamiętany. Grażyna Kasprzak koloruje Thorgala, Szninkla i Yansa, ale nikt nie wymieni jej jednym tchem z panami, którzy te postaci narysowali. Nie mamy klasyczek ani w mainstreamie, ani w kontrkulturowych zinach. Ale być może za kilka lat czytelnicy i czytelniczki będą mogli spojrzeć na lata 2010–2020 i powoływać się na ulubione autorki. Dlaczego tak późno?

Rysuneczki komiksowe

W 2003 r . Agata „Endo” Nowicka wzywa na blogu: „dziewczyny, wyjmijcie swoje prace z szuflad, pamiętników i notesów, te wykonane na serwetkach barowych i wyplute z drukarek i przynieście je ze sobą. Endo mówi Wam: to nieprawda, że nikt nie chce oglądać dziewczyńskich komiksów!”. Zaproszenie na warsztaty brzmi jak wezwanie do walki – zarówno z własnymi kompleksami, jak i z silnie zmaskulinizowanym środowiskiem. Apel publikuje „Gazeta Stołeczna”, widoczność akcji budzi niechęć komentatorów, którzy na blogu artystki zostawiają takie wpisy jak użytkownik podpisujący się nickiem „na wyrost”: „To ty narysowalas jakis komiks, endo? nie widzialem nic w ksiegarniach… tylko te pojedyncze rysuneczki. lekka przesada” (zachowuję pisownię oryginału). Komentarzy jestponad 130, a wymiana zdań – ożywiona. Widać tu pierwsze linie okopów wojny o komiks kobiecy: prawdziwy komiks to ten, który leży w księgarni, pobłogosławiony fanowskim męskim okiem, lubiącym wikingów, ich skąpo odziane part­nerki i inne, oswojone przez lata konsumpcji formy „koloro­wych zeszytów”. Ale pojawiają się blogi i nagle każdy może opublikować obrazek stworzony w programie graficznym (a później, wraz z postępem i popularyzacją technik cyfro­wych, zeskanowany czy sfotografowany rysunek analogowy) i, co gorsza, nazwać go komiksem. Co mogą zaoferować praw­dziwemu miłośnikowi gatunku Endo i zmobilizowane przez nią rozmaite dziewczyny? „Rysuneczki”. O pryszczach, o ciu­chach, o kłótni z chłopakiem, o złotych baletkach założonych na poważną imprezę. Zgroza. Nie ma zgody na nazywanie „tego” komiksem.

W marcu 2008 r. Marta Bystroń, tworząca pod pseudo­nimem „Marta Nieznayu” rysowniczka i scenarzystka, animatorka sceny zinowej, niesie na warszawskiej Manifie trans­parent „Dziewczyny też rysują komiksy!”. To hasło stanie się potem tytułem wielu publikacji prasowych, warsztatów i dys­kusji poświęconych zjawisku rysujących kobiet i ich miejscu w środowisku, nazywanym niekiedy „komiksowem”. Czym jest komiksowo? Najprościej przyjąć, że składają się na nie aktywni twórcy, organizatorzy imprez komiksowych, kolek­cjonerzy i komentatorzy internetowych forów. Rodzaj męski tych rzeczowników nie jest zwyczajowym ukłonem w stronę gramatycznej tradycji, faworyzującej rodzaj męski. Więk­szość środowiska to faceci. Dziewczyny też rysują komiksy, ale robią to dyskretnie: na wspomnianych przez Endo ser­wetkach, w pamiętnikach, notesach. Festiwale pozostają męską specjalnością: można upolować nowości na giełdzie, wypić piwo z kolegami, wymienić się plotkami (w epoce przed Facebookiem była to niebagatelna przyjemność). Odważne osoby mają szansę podejść do wydawców i pokazać swoje szkicowniki czy teczki z pracami. Do tego trzeba mieć jednak dużo samozaparcia, a jeszcze lepiej: kogoś znajomego w śro­dowisku, kto poklepie po plecach i powie: „Dobra robota, chłopaku, powiem o tobie komu trzeba”. Czy dziewczyny stoją w tych poklepujących się kręgach? No właśnie.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się