Błażej Popławski: Zna Pan taki dowcip: „Na czym polega różnica między turystą a rasistą?”.
Wolfgang Bauer : …?
Różnica to kwestia tygodnia, może dwóch.
Dobre. Choć zapewne granica ta w większym stopniu zależy od stylu podróżowania i indywidualnego nastawienia turysty. Różni ludzie, wyruszając w drogę – nawet do tego samego miejsca – mogą się przecież kierować skrajnie odmiennymi pobudkami.
Wielu z nas, szukając oferty wakacyjnej, wybiera krótki urlop za granicą, co na dobrą sprawę uniemożliwia zagłębienie się w kultury lokalne i wypracowanie o nich krytycznego sądu.
Nie wierzy Pan, że turysta ma szansę poznać miejsce, do którego się udał?
Mimo że turystyka to prawdopodobnie przestrzeń największej liczby spotkań międzykulturowych ze wszystkich sektorów gospodarki, kontakty te zazwyczaj skazane są na powierzchowność. Umysł turysty wyruszającego na przysłowiowy podbój świata jest pełen klisz, przez które na wszystko patrzy. Nie oznacza to jednak, że jego ogląd musi mijać się z prawdą.
Susan Sontag pisała o uwikłaniu turystyki, postrzeganej jako nakaz społeczny, w swego rodzaju koło hermeneutyczne – podróżując, poruszamy się marszrutą sygnalizowaną w folderach, oczekując jedynie odtworzenia kolekcji widoków i wrażeń.
Turysta często widzi tylko to, co jest dla niego atrakcyjne – a przynajmniej zakładał przed wyjazdem po lekturze folderów i przewodników, że takie będzie. Na skutek tego może – ale nie musi – wpaść w pogoń za „innością”, która jednocześnie wzbudza zachwyt, strach i pogardę.
Praca reportera i korespondenta wojennego predestynuje do ciągłego podróżowania. Rozumiem, że wakacje też Pan spędza w drodze?
Dawniej rzeczywiście tak było. Teraz nie nadaję się zupełnie do uprawiania klasycznej turystyki.
Dlaczego?
Nie umiem już podróżować dla samego podróżowania. W języku niemieckim funkcjonuje określenie „Wanderlust” – romantycznej, sentymentalnej tęsknoty za wędrówką, głodu podróży. Zwyczajnie go nie czuję. Piękne góry, nieskażone, tropikalne raje przestały mnie ciekawić. Jeżdżę po świecie zamieszkanym przez ludzi, by rozmawiać z nimi, sceneria odgrywa mniej istotną rolę.
Przygotowując reportaże, jeździ Pan w pojedynkę?
Często razem z fotografem i tłumaczem. Gdy nie mogę spędzić w danym miejscu dłuższego czasu, pośrednictwo tłumacza jest użyteczne. I nie mam na myśli kwestii czysto językowych.
Obecność tłumacza skraca dystans z rozmówcami, co jest szczególnie ważne podczas ich poznawania.
Warto zawsze zadać sobie trud, aby spróbować choć trochę poznać język i kulturę społeczności, z którą się przebywa. Współpraca z tłumaczem ma to ułatwić.