Urszula Pieczek: W tym roku przypada 70. rocznica przeprowadzenia akcji „Wisła”, w wyniku której przymusowo przesiedlono ok. 140 tys. osób pochodzenia ukraińskiego i łemkowskiego z terenów południowo-wschodniej Polski na tzw. Ziemie Odzyskane. Po raz pierwszy od 1989 r. polski rząd nie uczestniczył w obchodach oraz odmówił wsparcia finansowego.
Tomasz Stryjek: Tak, obecny rząd potraktował ukraińską mniejszość narodową tak, jakby to ona była odpowiedzialna za nieprzyjęcie polskiego obrazu zbrodni na Wołyniu i w Galicji Wschodniej przez historyków i władze państwa ukraińskiego. Ze swego nieuczestniczenia w obchodach rocznicy najważniejszej dla pa- mięci i tożsamości pewnej grupy własnych obywateli politycy uczynili narzędzie nacisku na sąsiednie państwo. Wyniknęło to z dwu źródeł, z których pierwsze dotyczy stosunków zewnętrznych, a drugie – wewnętrznych.
Jakich dokładnie?
Po pierwsze, władze skonstatowały bezskuteczność poprzednio użytego sposobu wywarcia nacisku na Ukrainę: uchwała Sejmu z 22 lipca 2016 r. kwalifikująca czystkę etniczną OUN-UPA na Polakach w latach 1943–1944 jako ludobójstwo została całkowicie odrzucona przez tamtejsze władze i opinię publiczną. W tej sytuacji polski rząd postanowił „podnieść stawkę” w konflikcie dotyczącym oceny przeszłości i przemilczał rocznicę zbrodni z 1947 r. popełnionej przez państwo, którego spadkobiercą prawnym – czy tego chce czy nie – jest III RP. W istocie władze użyły metody, której jedynym skutkiem jest naruszanie godności adresata.
Po drugie, Prawo i Sprawiedliwość stara się wykazać, że jego poprzednicy u władzy byli całkowicie nieudolni, także w obszarze polityki pamięci.
U podstaw tego rozumowania znajduje się negatywna ocena wizyty prezydenta Bronisława Komorowskiego w Kijowie 9 kwietnia 2015 r., kiedy tuż po jego wystąpieniu w Radzie Najwyższej Ukrainy tamtejsi parlamentarzyści przyjęli ustawę pozytywnie oceniającą wkład OUN-UPA w walkę o niepodległość oraz chroniącą dobre imię jej członków bez względu na to, czy popełni- li zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciw ludzkości (a rzeź wołyńska niewątpliwie spełnia kryteria tejże). Trzeba się zgodzić, że bez wyłączenia uczestników rzezi na Polakach ukraińska ustawa nie jest zgodna z wymogami moralnymi oraz prawnymi. Trudno orzec, czy jej przyjęcie akurat w tym momencie było porażką ówczesnych władz Polski. Z jednej strony nie sposób dowieść, iż ten fatalny zbieg okoliczności można było w Warszawie przewidzieć, z drugiej – wprowadzenie tej sprawy do obrad Rady Najwyższej tego dnia nie musiało być przejawem złej woli władz Ukrainy, lecz jedynie skutkiem błędnego przekonania, iż do tej kwestii polska opinia publiczna nie przywiązuje dużej wagi. W każdym razie z nieefektywności działań PO w zakresie polityki pamięci wobec Ukrainy PiS wyciągnęło wniosek, że tylko postawa absolutnej jednoznaczności, polegająca na nazywaniu rzeczy „po imieniu”, może przynieść zamierzony skutek. W partii rządzącej dominuje pogląd, że im bardziej będziemy kategoryczni, tym bardziej będą się z nami liczyć. Niestety, umiejętności dyplomatyczne obecnej władzy, jak widzimy m.in. w jej działaniach na forum UE, są, łagodnie mówiąc, niewystarczające. W stosunku do Ukrainy polski rząd nie ma żadnych wyraźnych atutów, np. finansowych czy wojskowych. Dlatego wykorzystanie kolejnego wydarzenia historycznego, w tym przypadku akcji „Wisła”, jako karty przetargowej, która miałaby wymóc na ukraińskich władzach coś w sprawie Wołynia, również będzie bezskuteczne. Polski rząd popełnia błąd, zmniejszając dotację na działalność dla organizacji mniejszości ukraińskiej i nie biorąc udziału w ważnych dla niej uroczystościach. Działania i zaniechania władz spowodują po obu stronach jedynie dalszą eskalację konfliktu o przeszłość. Jednocześnie rządzący nie powiedzieli, że akcja „Wisła” była potrzebna czy niezbędna. Zachowując się w ten sposób, faktycznie przyczyniają się do wzrostu nastrojów nacjonalistycznych w relacjach wobec mniejszości ukraińskiej i obywateli Ukrainy przebywających na stałe w Polsce.